Świeradów Zdrój dorobił się już statusu najlepszej polskiej miejscówki do jazdy na rowerze. Mamy tutaj wszystko, flow na single trackach, klasyki Enduro oraz rekreacyjne i widokowe trasy przez Halę Izerską. Wszystko to są absolutnie rewelacyjne trasy rowerowe i myślę że każdy znajdzie coś dla siebie. Jednak najlepsze jest to, że tak samo jak w przypadku góry lodowej, to co jest najbardziej widoczne i znane to tylko mała cześć całości. Ciągle mam w swoich okolicach mnóstwo ścieżek do odkrycia, które może nie są tymi najbardziej płynnymi lub hardcorowymi, ale pozwalają poczuć prawdziwy charakter Gór Izerskich. Wiecie, wysoka trawa, mech do osi, czmychająca zwierzyna, smrodek bagna, muchy jak Messerschmitty, skarb trzeciej rzeszy pod kamieniem, wiedźminy i trupie czachy… yyyy.. chyba trochę się zapędziłem.
Ostatnio udało mi się trafić na zjazd, który na początku swoich endurowych przygód kilkukrotnie próbowałem znaleźć, czyli jakieś 7 lat temu. Najwyraźniej od tamtego czasu mój zmysł ścieżkowy musiał się wyostrzyć, bo tym razem udało się to zrobić zupełnie bezproblemowo. Kilka lat doświadczenia w układaniu najlepszych tras enduro robi swoje. Tak, wiem – skromność to jest dobra cecha… i ja ją mam ;)
Początek trasy był standardowy, wjechałem na Stóg Izerski, tzw. Highwayem, czyli asfaltem od strony Czerniawy Zdrój. Potem czerwony szlak aż do Rozdroża pod Kopą. Celowo napisałem czerwony szlak, a nie Kultowy Trawers. Niestety chwilowo Trawersowi się ciut zarosło i przejazd nim nie jest ani trochę przyjemny. Jednak jest to stan tymczasowy, obecnie trwają tam już prace oczyszczające.
Sam czerwony szlak, szczególnie w swojej drugiej części od Polany Izerskiej do Rozdroża pod Kopą, pozwala poznać prawdziwy, bagienny charakter Gór Izerskich. Jednak prawdziwe czarowanie zaczyna dopiero od drewnianej ławeczki tuż poniżej Rozdroża pod Kopą. Tutaj trzeba po prostu dziarsko wjechać w krzaki. Powiem Wam, że naprawdę trudno utrzymać się w siodle, gdy trawa do kierownicy, a pod spodem wertepy i resztki zwalonych drzew. Tak sobie jadę przez kilkaset metrów, zastanawiając się kiedy to katapultuje się na jakimś korzeniu, aż w końcu docieram do solidnie wyglądające trasy. Tutaj ostro w lewo i rozpoczyna się zjazd.
Zjazd ten zaskoczył mnie podwójnie. Po pierwsze był wyjątkowo mało zarośnięty, po drugie po tych wszystkich ultra dopieszczonych trasach, gwarantował pewien powiew świeżości. Jazda w 20cm warstwie suchego mchu oraz przeskakiwanie przez ukryte w nim belki, gwarantowały naprawdę wyjątkowe doznania. Na szczęście było sucho. Po solidnych deszczach w tym miejscu musi być naprawdę konkretne bagno, zresztą specyficzny zapach nadal pozostał.
Po kilku chwilach wyjechałem na szutrówkę. Wiedziałem, że kilkaset metrów niżej jest druga, równoległa szutrówa, a potem, jeszcze poziom niżej, na dnie doliny, jest już droga asfaltowa prowadząca ze Świeradowa do Szklarskiej. Pozostawało tylko znaleźć jakieś dobre zjazdy pomiędzy tymi “piętrami”. Jak możecie zobaczyć na moim tracku GPS, trochę się pokręciłem w kółko szukając dobrej linii. Zdecydowałem się w końcu na najlepiej wyglądającą i do tego oznaczoną niebieską strzałka oraz numerem 294. Pewnie było to oznaczenie do określonej działki leśnej. Początek był bardzo fajny, jednak chwilę później był koniec ścieżki pośrodku niczego. Pewnie myślicie, że się wkurzyłem/załamałem/westchnąłem… Na swój bardzo unikalny sposób, bardzo lubię takie sytuacje. Zawsze wtedy jest okazja się zatrzymać, chwilę pomyśleć, powąchać, popatrzeć na drzewa i zapytać duchów przodków, w którą to stronę teraz jechać. Przodkowie całkiem nieźle znają się na rzeczy, bo jak zazwyczaj i tym razem doradzili bardzo dobrze. Chwila leśnego freeride’u, trochę przez krzaki i po chwili nowa, dobra ścieżka. Tym razem bardzo szybka, chociaż za każdym zakrętem z inną pułapką, a to głęboka koleina, pniakiem, ewentualnie głazem, ogólnie to bardzo różnorodnie. Jednak krótko, kilka chwil i jestem na dolnej szutrówce. Rozochociłem się tym jak dobrze trzymały poprzednie ścieżki, więc postanowiłem jechać po prostu, na wprost, w dół do asfaltu. Niestety tym razem po kilkuset metrach, krótkiej rozkmince, tym razem wiedziałem że skopałem. Trzeba było wracać do szutrówki. Ponieważ zrobiło się już krucho z czasem to postanowiłem jechać w dół szutrówką i odbić ewentualnie w jakieś inne “w dół”. Niestety nic nie wypatrzyłem i dojechałem szutrem do Świeradowa. No nic, trzeba będzie następnym razem uzupełnić tę trasę i jakieś dobre zakończenie. Przecież taka strata wysokości szutrem to się po prostu nie godzi. Tak na koniec chciałbym tylko napisać, że jeśli masz już wszystkie klasyki w okolicy Świeradowa zjeżdżone to zachęcam do spróbowania odrobiny eksploracji. Może akurat znajdziesz naprawdę wyjątkową ścieżkę lub trafisz na jakieś lepsze zakończenie powyżej opisanego zjazdu! Natomiast jeśli trafiłeś na ten artykuł szukając namiarów na fajne trasy przed pierwszym wypadem w Izery to lepiej zostań przy wszystkich klasykach enduro, singlach i innych flagowych trasach.
Jeśli zastanawia Was, dlaczego zdjęcia są takie “dziwne”, to wyjaśnienie jest proste. Tym razem byłem bez cyfraka i zdjęcia są z telefonu.