Przez ostatni weekend miałem okazję testować jeden z pierwszych egzemplarzy nowego Pike, wskrzeszonego przez Rock Shox na sezon 2014. Od dawna chciałem na własnej skórze sprawdzić jak działa ten nowy amor i czy rzeczywiście jest tak świetny jak opisywali go pierwsi zachodni testerzy, którzy mogli się z nim zapoznać jakiś czas temu na specjalnych pokazach organizowanych przez Srama.
Nie ukrywam, że ten artykuł powstał w znacznie krótszym okresie czasu niż zazwyczaj w naszej redakcji poświęcamy na zebranie informacji o testowanym sprzęcie. Właściwie to wręcz absurdalnie szybko, bo w jeden weekend intensywnej jazdy.
Wiem że dużo osób zastanawia się nad kupnem tego widelca i chciałem jak najszybciej podzielić się z Wami wrażeniami oraz odpowiedzieć na pytanie “Czy warto go kupić?”. W związku z tym skupię się tylko na tym jak działa, a niekoniecznie na długodystansowej wytrzymałości.
Wygląd zewnętrzny i to co jest w środku
Testowany egzemplarz Pike to Solo Air RCT3 Charge 26″ o skoku 160mm o realnej masie wynoszącej imponujące 1840g. Jest to wersja z prostszą wersją sprężyny powietrznej, bez żadnych wodotrysków. RCT3 Charge jest to oznaczenie nowej wersji high-endowego tłumika Rock Shoxa. Różni się od starego RCT3 przede wszystkim tym że olej jest oddzielony od powietrza gumową membraną.
Jest to analogiczne rozwiązanie do tłumików FIT montowanych w Foxach i tłumikach motocyklowych. Oczywiście tłumiki z gumową membraną zapewniają bardziej stabilną charakterystykę tłumienia, jednak są bardzo wrażliwe na prawidłowe odpowietrzenie i ogólnie bardziej awaryjne (membrana jest słabym punktem).
Oczywiście Rock Shox chwali się że membrana została zupełnie inaczej wyprodukowana i dzięki temu zapewnia lata bezawaryjnej pracy. Jednak będzie można to potwierdzić tylko w trakcie długodystansowego testu. Na chwilę obecną jest to zupełna nowość i o jej niezawodności przekonamy się dopiero za jakiś czas.
Jeśli chodzi o inne wersje Pike to wszystkie modele mają ten sam tłumik, ale możemy wybrać opcję ze sprężyną Dual Position Air, która umożliwia skracanie skoku o 30mm, oraz wersje dla kół 26″, 27,5″ i 29″. Wersja 26″ i 27,5″ jest dostępna ze skokiem 150mm i 160mm, natomiast 29″ 140mm/150mm.
Dostępne regulacje to ciśnienie powietrza, tłumienie powrotu, tłumienie wolnej kompresji oraz tzw. Pedal Charger, czyli szybka wajcha regulująca kompresję w trybach otwarta/”pedal”/blokada. Dostajemy też w komplecie specjalne dwie czerwone podkładki, które można w bardzo łatwy sposób wkręcić do komory powietrznej w celu zmniejszenia jej objętości, co skutkuje zmianą progresji sprężyny. Im mniejsza komora powietrzna, tym większa progresja i trudniej dobić amor. Mogliśmy to już spotkać przez ostatnie dwa lata w damperach, ale jest to chyba pierwszy przeszczep tego rozwiązania do widelców. To czego brakuje z regulacji to pokrętła od szybkiej kompresji.
W przypadku Pike nie tylko nazwa, ale również cała stylistyka widelca to vintage. Jak dla mnie całoczarny amor to jest moda, która panowała dobre kilka lat temu. Wykonanie i ogólne wrażenie wizualne jest w porządku, ale na pewno nie powala.
Rock Shox w końcu zaczął pracować nad swoimi pokrętłami regulacji, jest lepiej ale nadal nie idealnie. Są w końcu duże, czytelne i chodzą płynnie z wyczuwalnym oporem, wyraźnie klikając. Jednak są za płaskie, przez co bardzo trudno jest nimi kręcić w rękawiczkach. Szczególnie daje się to we znaki w przypadku pokrętła tłumienia powrotu.
Duży plus należy się Rock Shoxowi za umieszczenie w pudełku pompki do amortyzatora oraz kompletu uszczelek na pierwszy serwis widelca!
Pierwsza jazda
Po wstępnie teoretycznym, montażu i szybkiej wstępnej regulacji pora na pierwszą jazdę. Napiszę krótko… pierwsza jazda to było absolutne rozczarowanie! Stare dolegliwości Rock Shoxów powróciły ze zdwoją siłą. Standardowe dla Solo Air początkowe 3mm martwego skoku, gigantyczny opór uszczelek sprężyny powietrznej na rozruch i odwieczny dylemat powietrznych RS’ów… W momencie ustawienia prawidłowego SAGu amor był całkiem czuły, ale dobijał przy zjeździe z krawężnika lub lekkim przyhamowaniu. Ustawiony tak aby nie dobijał był twardy jak kołek. Brak regulacji szybkiej kompresji uniemożliwiał poradzenie sobie z tym za pomocą pokręteł. Atrapa, a nie amortyzator. Trzeba było wrócić do warsztatu i coś z tym zrobić.
Druga jazda i kolejne
Przed ponownym wyjazdem w teren postanowiłem zrobić użytek z wspomnianych wcześniej zapychaczy komory powietrznej. Cała operacja jest banalnie prosta. Wystarczy odkręcić górny korek, wkręcić w niego od spodu czerwone korki (ja użyłem obu, jakie były w komplecie) i z powrotem zakręcić korek. Przy okazji okazało się, że komora powietrzna jest sucha jak pieprz, więc korzystając z okazji wlałem 3-4ml oleju silnikowego. Szybkie ustawienie SAGu na 30% i w drogę.
Nie mogłem uwierzyć w aż tak drastyczną zmianę po tym moim “serwisie”. Po pierwsze wlanie oleju zupełnie wyeliminowało początkowy twardy rozruch amortyzatora, a po drugie ten nieszczęsny martwy skok zminimalizował się do nic nieznaczącego 0,5mm. Jednak to nie wszytko, Pike nagle dostał idealnej charakterystyki. Przy SAGu 30% jest bardzo czuły na małe nierówności, natomiast nawet przy pełnym ogniu przez hardcorowe kamienne sekcje ciągle zostawały mu awaryjne 1,5cm skoku w zanadrzu.
Podczas całego dnia jazdy tylko jeden raz udało mi się wykorzystać cały skok, dość niefortunnie lądując z uskoku w środku korzennej sekcji. Jednak nawet wtedy nie odczułem żadnego twardego dobicia, poznałem to jedynie po o-ring przy samej koronie. Rewelacja!
Jeśli chodzi o efekt wygładzania terenu lub jak kto woli przepływania przez trudne sekcje to jest naprawdę fajnie. Nie jest to jeszcze ten sam poziom do jakiego przyzwyczaił mnie mój Bos Deville, którego używam na co dzień. Czuć, że tłumik w Pike przy największych hardcorach jeszcze nie ogarnia tematu jak Deville – nie klei aż tak przedniego koła do gruntu. Jednak nie jest to aż taka przepaść jakości pracy jak wcześniej. W idealnym zestrojeniu ciut przeszkadza brak regulacji szybkiej kompresji. Jednak to co udało mi się osiągnąć strojąc The New Pike to jest bardzo wysoki poziom kultury pracy. Na chwilę obecną zupełnie nieosiągalny dla bezpośrednich konkurentów. Z takich ogólnych uwag, to regulacja wolnej kompresji działa i jest wyczuwalna zmiana co 3 kliki. Jednak jak dla mnie ustawie optymalne to 1-2 kliki od maksymalnego otwarcia.
Natomiast wadą jest pewien brak sztywności. Jest przyzwoicie i ogólnie nie przeszkadza w jeździe. Jednak brakuje tej absolutnej precyzji, nawet przy bardzo ostrym hamowaniu, którą można uświadczyć w Deville. Z amortyzatorów, które spotykam na co dzień to sztywność Pike określiłbym na bardzo podobnym poziomie do Marcoka 44 RC3 Ti, czy choćby RS Revelation / Sektor. Moim zdaniem błędem było użycie ośki 15mm zamiast 20mm. Szczerze, to ośka 15mm wygląda dość śmiesznie przy amortyzatorze o goleniach 35mm i 160mm skoku. Jak już jesteśmy przy temacie osi, to ten nowy Maxle jest bardziej idiotoodporny od starej wersji. Już nie ma wątłych blaszek, które można było ukręcić.
Podsumowanie
Nie boję się napisać, że nowy Pike jest to teraz absolutnie najlepszy popularny/łatwo dostępny amortyzator do Enduro. Zupełnie nowa jakość – Foxy, Marcoki, RS, X-Fusion z rocznika 2012 mogą gryźć piach! Wydaje mi się, że konkurenci Rock Shoxa, przespali moment i to co przygotowali na 2014 nie będzie się mogło równać Pike. Bardzo możliwe, że dopiero ostatnio zapowiedziany Manitou Mattoc stanie w szranki z Pike.
Jest jeszcze kwestia ceny. Na zachodzie można kupić Pike za ok. 3000zł. Stosunek cena/jakość zupełnie miażdży konkurencję. Natomiast w Polsce cena katalogowa w Harfa-Harryson ma wynosić ok. 4000zł. W momencie kiedy, zdecydowanie lepszy Bos Deville kosztuje ok. 4100zł, kupowanie Pike traci trochę sens.
[dt_divider style=”narrow”/]
Aktualizacją po 14 dniach jazdy
Aby test był bardziej kompletny postanowiłem dopisać jeden akapit po 2 tygodniach jazdy z nowym Pikem. Tak naprawdę nic się nie zmieniło, co ciekawe amor wcale się bardziej nie dotarł ani też nie stracił swojej dobrej czułości. Nie ma też, jak na razie, żadnych problemów technicznych. Po prostu dalej działa tak samo.
Dzisiaj dla lepszego porównania, wróciłem z powrotem od BOS Deville i mogę jeszcze raz potwierdzić to co już wyżej napisałem. Deville znacznie lepiej sobie radzi z wygładzanie dużych nierówności, szczególnie przy wysokiej prędkości. Wydaje się też sztywniejszy. Jednak różnica jest już aż tak diametralna jak to było w porównaniu do wcześniejszych “popularnych widelców”. Trzeba też pamiętać, że Pike można kupić taniej i jego dostępność jest o wiele lepsza.