Tego lata dostaliśmy w swoje ręce praktycznie pełen zestaw ochraniaczy firmy G-form. Przetestowaliśmy je w każdych warunkach przez ostatnie 4 miesiące i teraz możemy je szczegółowo Wam opisać.
Wszystkie ochraniacze G-form to połączenie formy z lycry (nakolannika, koszulki, itp.) oraz naszytego na nią pada, który wykorzystuje „technologię ochrony reaktywnej (RPT™ – Reactive Protection Technology)”. Jak pisze producent „Technologia RPT™ wykorzystuje połączenie cech materiałów opracowanych przez G-Form oraz materiału PORON®XRD™ który błyskawicznie utwardza się w chwili uderzenia pochłaniając ponad 90% energii”. W praktyce oznacza to, że przy lekkim nacisku pianka jest miękka, natomiast w chwili uderzenia utwardza się, ochraniając to co jest pod nią.
Brzmi to może dosyć kosmicznie, ale błyskawiczny test po założeniu tych ochraniaczy potwierdza teorię. Przy okazji generując rozrywkę dla otoczenia – bo gościu stojący na parkingu, który na przemian maca kolano i wali w nie pięścią, do normalności raczej nie należy. G-form test parkingowy przechodzi bez zarzutu.
Jeśli chodzi o użycie lycry jako materiału bazowego, ma to swoje plusy i minusy. Połączenie z pianką mimo wszystko nieco ogranicza naturalną rozciągliwość lycry, więc czasem trudno umieścić ochraniacz w odpowiednim miejscu – zwłaszcza gdy chcesz np. założyć ochraniacz dopiero po podjeździe, na wilgotne ciało. Z drugiej strony jak już go założysz, to o nim zapominasz – dzięki antypoślizgowym paskom przy gumkach praktycznie się nie przesuwa, nawet przy glebach.
Na pierwszy rzut oka ochraniacze wydają się bardzo przewiewne, ale w porównaniu do konkurencyjnych lekkich ochraniaczy, to takie nie są. W naszym klimacie się sprawdzają wiosną i jesienią, natomiast jeśli lato jest upalne, jest w nich po prostu gorąco. Poza tym ochraniacze na stawy (kolana, łokcie) mają jedną wadę – lycra „w zgięciu stawu” (pod kolanem) wałkuje się, przez co skóra się bardziej poci. Gdy dodatkowo jest akurat ciepło lub upalnie, powstaje uczucie dyskomfortu. Przydałoby się w tych miejscach użyć bardziej przewiewnego materiału lub zaprojektować otwór.
Całość ochraniacza jest bardzo kompaktowa – lekka i giętka. Można je wcisnąć gdziekolwiek, nie przejmując się, że coś się połamie czy trwale odkształci. Wygodne podczas przechowywania, przewożenia w aucie czy plecaku oraz gdy na zjeździe nagle robi się zimno – bez problemu się mieszczą nawet pod dopasowanymi ciuchami. Pozwala to na szybkie docieplenie organizmu bez skomplikowanej operacji ściągania ochraniaczy, ubierania czegoś ciepłego i ponownego zakładania ochraniaczy.
Prostota wykonania procentuje, gdy trzeba ochraniacze wyprać. Przede wszystkim – można spokojnie je prać w pralce, nie wpływa to w żadnym stopniu na jakość działania. Poza tym pianka nie absorbuje wody, lycra jak to lycra schnie błyskawicznie, dzięki czemu całość bardzo szybko wysycha. Przydatne przy wielodniowych błotnych wycieczkach oraz gdy w trasie zacznie padać.
Jeśli chodzi o gamę kolorów, to jest ona dosyć ograniczona – lycra pozostaje zawsze czarna, a pianka jest dostępny w dwóch wersjach: czarnej i żółtej (to określenie producenta – w rzeczywistości bardziej adekwatne jest według mnie świecąco zielony). Być może producent wzbogaci ofertę kolorystyczną, bo jak widać po dostępnej gamie etui na telefony, jest to jak najbardziej możliwe.
Mały wybór kolorów rekompensuje bardzo szeroki wybór rozmiarów. Można tu dopasować coś zarówno na chudzielca jak i kogoś umięśnionego czy o grubych kościach. Z doświadczenia wiem, że to się rzadko zdarza – najczęściej jeśli producent ma produkty dla drobnych, to nie ma dla potężnych i odwrotnie.
Na zakończenie najważniejsze – test parkingowy już był, czas na sprawdzenie działania podczas rzeczywistych upadków. Ochraniacze G-form uderzenia „wybierają” znakomicie, o ile uderzysz bezpośrednio w piankę. Jest to wręcz surrealistyczne przeżycie – wiesz że ostro przywaliłeś w kolano, ale w ogóle tego nie czujesz.
Niestety magiczna pianka znajduje się jedynie na części ochraniacza – głównie z przodu i dołu kolana. O ile więc uderzenia od przodu i od dołu nie czujesz, to już uderzenia z boku i od góry są niebezpieczne, bo trafiają w samą lycrę – wtedy ochrony nie masz praktycznie żadnej. Poza tym jeśli trafi się w coś ostrego np. pedał z pinami, przechodzą one przez lycrę jak przez masło, a nawet znajdują jakoś drogę przez piankę i tną skórę.
Plusem jest, że podczas gleb nie przesuwają się, w przeciwieństwie np. do ochraniaczy plastikowych, gdzie stanowi to duży problem. Jedyna sytuacja jaką miałam, w której ochraniacz nie do końca był tam gdzie powinien, to przy OTB – od góry pod ochraniacz na kolano weszła mi wtedy manetka i uderzyła w rzepkę. Nie było to przyjemne.
Podsumowując – ochraniacze G-form świetnie się spisują przy uderzeniu bezpośrednim w piankę, gorzej jeśli przy okazji zawiniesz się w rower i trochę Cię sponiewiera. Dobre dla kogoś kto szuka lekkich ochraniaczy na niezbyt hard core’owe trasy. Trzeba też wspomnieć o tym, że ich cena nie jest wysoka.
Teraz może kilka uwag użytkowych do poszczególnych modeli z szerokiej gamy ochraniczy G-form.
Ochraniacze na kolana
Z ochraczami na kolana jest największy problem ze znalezieniem wygodnego ułożenia. Gdy zakładałam je po raz pierwszy wydawało mi się, że pianka powinna być centralnie na kolanie, środek mniej więcej na rzepce. Okazało się jednak, że pedałuje się o wiele wygodniej, gdy ochraniacz jest nieco niżej, środek pianki poniżej rzepki.
Przy tych ochraniaczach najbardziej brakuje wentylacji pod stawem. Plusem jest to, że przeszkadza to dopiero gdy jest bardzo ciepło, co w naszym klimacie nie zdarza się zbyt często.
Idealne na łatwe technicznie, wąskie, kręte ścieżki między drzewami. Tak jak pisałam wcześniej znakomicie znosi uderzenia bezpośrednio w piankę, gorzej gdy uderzenie przyjdzie z boku, trafisz na coś ostrego, albo wplączesz się w rower. Dlatego na większe hardcory nie do końca polecam – na pewno lepiej w nich niż bez niczego, ale lepiej wybrać coś bardziej pancernego. Tak na marginesie są świetne do robienia zdjęć w terenie – można klęczeć na kamieniach i jest wygodnie.
Ochraniacze na piszczele
Podstawowy problem ochraniaczy na piszczele jest taki, że wyglądają po prostu dziwnie, a przynajmniej w wersji świecąco zielonej. Same przy zastosowaniach rowerowych raczej nie są praktyczne, a w zestawie z ochraniaczami na kolana… No cóż – sami możecie ocenić na zdjęciach. Choć rozwiązanie jest proste – wystarczy zamówić wersję czarną.
Jeśli chodzi o działanie to są niezastąpione przy leśnym freeridzie – nie obchodzi cię co cię smaga po łydach – kolce się ślizgają, gałęzi nie czujesz. Podobnie podczas butowania – można śmiało zaczepiać o pedały i gałęzie i nic się nie dzieje. A jak robi się mokro, zbierają całe błoto odpryskowe i nie trzeba go zdzierać z łydek.
Plusem jest też to, że zakładają się chyba najłatwiej ze wszystkich G-formów, więc zawsze można je przewieźć w plecaku na wypadek gdyby np. trasa okazała się bardziej zarośnięta niż w założeniach. Do codziennej jazdy nie znalazłam dla nich do końca zastosowania – chyba że jako ocieplacz jesienią.
Ochraniacze na łokcie
Jeśli chodzi o ochraniacze na łokcie, to od razu rzuca się w oczy, że mają najwięcej lycry w stosunku do wielkości pianki. Być może dzięki temu tak dobrze się trzymają, jednak sprawia to, że są wyjątkowo upierdliwe podczas zakładania oraz najcieplejsze ze wszystkich. W upały ich praktycznie nie używałam, tylko na wyjątkowo szybkich zjazdach, gdzie ochraniacze na łokciach wydawały się niezbędne. Ten minus przerodził się w atut ja tylko zrobiło się zimniej – jesienią lub wiosną można jeździć w krótkim rękawku, wystarczy tylko założyć G-formy na łokcie i jest cieplutko.
Podsumowując – latem najlepiej je przewieźć w plecaku i założyć tylko na szybkie zjazdy, jesienią i wiosną można śmiało w nich jeździć non-stop. Znakomicie chronią przed drzewami czającymi się na zakrętach wąskich ścieżek.
Spodenki:
Umiejscowienie wkładek ochronnych jest następujące: biodra, kość ogonowa oraz przednia część ud. Pady są w odpowiednich miejscach, nie przesuwają się i nie czuć ich obecności. Z przodu na wysokości kroku jest wstawka z siatki. Wszystko to wygląda super jednak sam produkt dla rowerzysty jest zupełnie niepraktyczny.
Po pierwsze nie ma wkładki tzw pampersa, więc spodenek na gołe ciało nie założymy. Druga podstawowa wada, która w odpowiednich warunkach może być zaletą to dosyć gruba ciepła lycra, co za tym idzie założenie dodatkowej bielizny pod spodenki wiąże się ze zdecydowanie gorszym komfortem termicznym. Sam wygląd spodenek nie pozwoliłby mi stosować ich jako warstwy zewnętrznej, więc i tak trzeba założyć na wierzch szorty.
Oczywiście byłem świadomy jeszcze przed testem że nie jest to produkt stricte do zastosowań rowerowych. Jest on dedykowany na narty, snowboard, deskorolkę gdzie na pewno świetnie będzie się sprawdzał. Natomiast zimą, podczas której ochrona na biodra i dodatkowa warstwa izolująca od warunków atmosferycznych będzie z pewnością ogromnym plusem.
Rozmawiając z naszym Polskim dystrybutorem dowiedziałem się że jest w planach stworzenie spodenek dedykowanych rowerzystom. Jeżeli producent zastosuje wygodną wkładkę i uda mu się naszyć piankę na przewiewny materiał to spodenki G-Form będą pierwsze na liście zakupów.
Na zakończenie ceny:
Ochraniacze na kolana – 199
Ochraniacze na piszczele – 199
Ochraniacze na łokcie – 199
Spodenki – 369zł
Tekst: Agnieszka Jurewicz, Maciej Pająk
Foto: Agnieszka Jurewicz, Michał Jurewicz