Marka Rose już zdążyłą się zadomowić na Polskim rynku. Konkurencyjne ceny i możliwość doboru osprzętu kuszą nabywców, w zeszłym roku zdecydowanym minusem dla estetów był jeszcze archaiczny wygląd ram, ale to już przeszłość i także do Rose zawitały gięte rury. Czy wobec tego Rose nie ma już żadnych wad?
Rose wraz z nowym wyglądem upodobniło się do wszystkich innych marek na rynku. Jest ładnie ale trzeba sobie szczerze powiedzieć, że zwyczajnie. Linie ramy są gładkie i eleganckie ale bez problemu można znaleźć kilka prawie identycznych rowerów, próżno tu szukać ukrytych smaczków i specjalnych patentów. Wybór kolorów też ograniczony jest do czarnego oraz srebrnego. Ogólnie jak ktoś chce się wtopić w tłum i pozostawać niezauważonym to będzie zadowolony. Rama jest wykonana z aluminium, jest to klasyczny 4 zawias, damper umieszczony został daleko od błota – takie rozwiązania może nie porywają ale w praktyce są skuteczne. Mamy też wewnętrzne prowadzenie przewodów, niestety z nie znanych mi przyczyn i mimo moich prób odmawiały one cichej współpracy i na wszystkich nierównościach dawały niezbyt przyjemny efekt akustyczny. Sztywność ramy jest dobra, ale jeszcze trochę jej brakuje do wyróżniających się w tym zakresie rowerów (np. testowany na wiosnę Mondraker Foxy Carbon). Geometria także nie chce się wybić w żadną stronę, tylko stosunkowo krótka górna rura (rozmiar M – 580mm) z dość długim 70mm mostkiem nie nadążyła za obecnym trendem. Ale w połączeniu z szeroką na 740mm kierownicą jeździło się nadzwyczaj dobrze. Jedynie na trudniejszych technicznie zjazdach nie czułem takiej kontroli i pewności jak przy krótszych mostkach. Za to rower świetnie skręca i nawet na stromych podjazdach łatwo go kontrolować. Warto zauważyć, że na stronie nie ma widocznej opcji zmiany długości mostka czy kierownicy, ale jest taka możliwość, te opcje pojawiają się w dalszych etapach zamówienia. Co lepsze jeśli okaże się, że długość mostka nam nie pasuje w terminie do 4 tygodni możliwy jest zwrot i wymiana na inną długość bądź nawet (za dopłatą lub bez) na inny model.
Za zawieszenie odpowiada duet od Rock Shoxa – Pike RC i Monarch RT3. Do pracy dampera ciężko się wybitnie doczepić. Małe, średnie i duże nierówności są jak na tą klasę sprzętu tłumione bardzo dobrze. Przy trybach kompresji (blokada, platforma, otwarty) jak zwykle chciałbym zobaczyć jeszcze bardziej otwarte ustawienie zamiast platformy. Ale osoby które nie dbają o wybieranie liści może tak lubią, bo chyba jest jakiś powód dla których producenci tak to konfigurują. Zawieszenie jest mocno progresywne przy końcowym zakresie, przy SAGu 30% wykorzystanie całego skoku nawet przy agresywnej jeździe było trudne. Damper delikatnie się pocił. Pike działał jak to Pike czyli fajnie, choć ten egzemplarz jakoś wyjątkowo słabo radził sobie z tarkami (drobne powatrzające się nierówności), mam wrażenie, że nawet nie próbował ich wyłapać. Szkoda, że w opcjach nie można dokupić sobie wersji z lepszym tłumikiem RC3, ale mamy za to jeszcze Foxa albo DT Swissa.
Wszystkie komponenty można w rowerze dobierać, ale w testowanym egezmplarzu większość części była jednak zgodna z podstawową specyfikącją. Za ekstra wyposażenie robiły hamulce Avid Code R (+74 euro) oraz sztyca Reverb 150mm (normalnie 125mm, za więcej skoku nie trzeba dopłacać) oraz opony Schwalbe Nobby Nic (brak dopłaty). Gdybym sam konfigurował Granite Chiefa wybyrałbym dokładnie taki sam zestaw. Cody hamują rewelacyjnie i choć rower nie ma zapędów grawitacyjnych to dodatkowej siły w niespodziewanych przypadkach nigdy dość, zdecydowanie warto na nie dołożyć te kilkadziesiąt euro bo w standardzie mamy Formuly CR1 które działają i nie przeszkadzają ale też nie cieszą. W trudnym terenie jako pierwsze odpuszczają opony bo twarda mieszanka Pace Star w szczególności na przodzie sprawdza się dobrze tylko na szutrach. Na pochwałę zasługują koła DT Swissa, kręcą się na prawdę lekko.
Podsumowanie
Granite Chief to rower pozbawiony silnych emocji. Nie zachwyca pod żadnym względem, ale wszędzie sprawdza się po prostu dobrze. Może to brzmi mało zachęcajco ale czasem projektanci chcą się na tyle wyróżnić, że stosują rozwiązania innowacyjne ale w praktyce tylko utrudniające życie, w Rose nic nie jest przekombinowane. Granite Chief jest idealnym kompanem na długie wycieczki, jedzi się na nim efektywnie i lekko. Odchodzący już do lamusa napęd z przerzutką z przodu daje przełożenia na każdą sytuację, więc nie trzeba się martwić, że braki kondycyjne zmuszą nas do podchodzenia większości podjazdów jak mogłoby się stać w konfiguracji 1×11. Nie wybrałbym jednak Rose pod kątem startów w zawodach enduro czy maratonach. Ale kiedy nie mamy w sobie żyłki ściganta i chcemy po prostu przyjemnie spędzić czas na dwóch kółkach to będzie rozsądny wybór. Możliwość dobrania komponetów pod swoje upodobania to dodatkowy plus. Z ceną na poziomie 2772 euro = 11 725 zł (według aktualnego kursu, testowana konfiguracja) Rose prezentuje podobne wyposażenie jak rodzimy rywal – Canyon Spectral AL 7.0 za 11 839zł. Ale np w Canyonie z małym skokiem w Reverbie nic nie zrobimy.
Plusy:
-dobre tylne zawieszenie
-doskonałe hamulce
-możliwość własnej konfiguracji
-możliwość własnej konfiguracji raz jeszcze bo tak powinno być wszędzie
-cztery tygodnie na wymianę mostka na inny model bądź inną długość
-lekko się toczy
-dobrze skręca i podjeżdża
-wygodny na długie wycieczki
Minusy:
-telepiące się przewody wewnątrz ramy (ten minus ze względu na hałas liczy się podwójnie).
-problemy Pike’a z tarkami i pocący się Monarch.