11 września ponownie spotkaliśmy się na najtrudniejszej trasie EMTB Enduro Trophy – w Świeradowie Zdroju. W ten sposób wróciliśmy do miejsca gdzie rok temu wszystko się zaczęło. Tegoroczna trasa była prawie identyczna jak zeszłoroczna, małe, kosmetyczne niemal zmiany miały tylko jeden cel – uczynić trasę jeszcze trudniejszą.
Na zawodników czekały długie kamieniste zjazdy, które nawet dla najlepszych były prawie 10 minutową walką o przetrwanie, strome ścianki, przejazdy przez kłody, wodospady kamienne, strumyki i błoto – po prostu wszystko, co w Enduro lubimy najbardziej. Poza trudniejszą trasą tego roczna edycja wyróżniała się jeszcze jednym szczegółem w porównaniu do swojej poprzedniczki – słoneczną pogodą! Wielu zawodników w ogóle nie poznawało miejsc, w których byli rok temu – dla przypomnienia, Świeradów w 2009 roku rozegrał się pod znakiem, padającego poziomo deszczu, 3 stopni powyżej zera i widocznością rzędu 5m. Część uczestników ironicznie pytała się, co to za Enduro Trophy bez deszczu? Jak widać czasami się zdarza i jest to okazja do podziwiania trasy i widoków dokoła, a gdzie jak gdzie, ale w Świeradowie jest co podziwiać.
Całe to back to the roots zaczęło się dojazdówką spod dolnej stacji gondolowej na Stóg Izerski – tak samo jak rok temu. Zawodnicy mieli za zadanie wtoczyć się na górę, najpierw stromą szutrówką a potem nartostradą. Większość pokonała to techniką „z buta”. Końcówka do schroniska na stogu był już łagodnym asfaltem, który pozwalał idealnie rozgrzać się przed pierwszym OS’em.
OS 1, najdłuższy ze wszystkich zjazdowych, blisko 10 minut zjazdu dla najlepszych. Kamienie różnej wielkości, od kubków na herbatę, przez czajniki, mikrofalówki po sławetne telewizory i to nie plazmy, tylko stare dobre Rubiny. Jedyne mniej wymagające rok wcześniej fragmenty zostały wypłukane przez ulewne deszcze i stały się największymi niespodziankami. Żeby dobrze zjechać OS1 prócz techniki wymagana była kondycja i mocne ręce. Najlepiej te warunki spełnił Michał Szade, który wykręcił czas 8 minut i 37 sekund, tuż za nim byli Mariusz Bryja i Marcin Motyka.
Start drugiego odcinka umiejscowiony był na Polanie Izerskiej, więc wszyscy mogli wypocząć po dojazdówce – stromym, ale za to ciekawym podjeździe leśna kamienistą drogą – starym torem saneczkowym.
OS 2 to trawers wliczany do klasyfikacji podjazdowej. Doczekał się już tytułu izerskiego klasyka, kto nim nie jechał nie może powiedzieć, jeździł na rowerze w Izerach. Odcinek ten prowadzi wąską (naprawdę wąską) starą kamienistą ścieżką lawirującą pomiędzy drzewami, gdzie uwagę potrzebną do technicznego przepychania roweru po kamieniach absorbują zabójcze widoki na dolinę Świeradowa. Dosłownie zabójcze, chwila nieuwagi i leżymy w krzakach kilka metrów poniżej ścieżki. W tegorocznej edycji odcinek został wydłużony o blisko 30%, przez co najszybszy zawodnik, Adam Tkocz potrzebował prawie 22 minut na jego pokonanie.
OS 3 zaczynał się niewiele ponad 500m od mety poprzedniego odcinka. Sam start to stroma ścianka, potem hopy przez kłody, a dalej tylko co raz większy hardcore. Paprocie, kamieniste rynny, wodospady kamieni, oceany kamieni, w skrócie – walka o życie. Wymowne może być to, że zawodników, którzy zjechali cały OS 3 bez żadnych romansów z matką ziemią można policzyć na palcach jednej ręki. Taki właśnie był odcinek specjalny nr 3, wśród lokalesów zwany Holy Trail, a przez przyjezdnych Holy Shit. Najszybciej pokonał go Marcin Motyka, zajęło mu to zaledwie 5 minut i 13 sekund! Nawet miejscowi riderzy musieli uchylić czoła przed takim wynikiem.
Dojazdówka do czwartego odcinka specjalnego prowadziła bardzo ciekawymi ścieżkami, wielu ubolewało, że nie tu wyznaczono OS. Sam odcinek, podjazdowy, nie był specjalnie długi, ani specjalnie stromy – jednak zmęczenie trzema poprzednimi OSami dawało się już we znaki. Najszybciej na górę dojechał ponownie Adam Tkocz.
Po pokonaniu podjazdu zawodnicy trafiali na szczyt Sępiej Góry, z którego roztaczała się urzekająca panorama Gór Izerskich w świetle zachodzącego słońca, oraz startował ostatni odcinek specjalny, na którym pędząc w dół musieli staranie wybierać linię przejazdu pomiędzy kamieniami i korzeniami, mały błąd mógł kosztować utratę cennych sekund, większy – widowiskową glebę. Ze zjazdem najszybciej uporał się Mariusz Bryja, który na koniec, na hopie przez asfaltową drogę wykonał efektownego whipa prosto do obiektywu kamery Extreme Sports Channel.
Po dojechaniu na metę zmęczeni, ale chyba bez wyjątku szczęśliwi zawodnicy kierowali się do Domu Wczasowego Izery, gdzie była zaplanowana dekoracja i oczywiście After Party.
Mistrzem Enduro podczas EMTB Enduro Trophy w Świeradowie, dzięki równej jeździe został Mariusz Bryja, tuż za nim uplasowali się Marcin Motyka i Michał Szade. Było to piąte zwycięstwo Mariusza w tym sezonie, co zaowocowało oczywiście wygraną w klasyfikacji generalnej zawodów.
W kategorii Mistrzyni Enduro wygrała bezkonkurencyjnie Beata Bembenek.
W kategorii Mistrz Zjazdów tryumfatorem został Marcin Motyka, po piętach deptali mu Mariusz Bryja i Michał Szade.
Mistrzem Podjazdów został Adam Tkocz, za nim na metach podjazdów zameldowali się Grzegorz Grabowski i Mariusz Bryja.
Podsumowując sezon 2010 można powiedzieć, że przeleciał „jak z bicza strzelił” :) Pięć edycji w miejsce dwóch z roku 2009, mocno napięło endurowy kalendarz. Ale sądząc po Waszych opiniach dobrze się bawiliście się na naszych zawodach i na stałe zagoszczą one w Waszym rozkładzie jazdy. Tym bardziej, że w kolejnym sezonie nie będzie mowy o nudzie, szykujemy dla Was kolejne niespodzianki!
Jeszcze na koniec, duże podziękowania należą się sponsorom, przede wszystkim firmom Endura oraz CamOnBoard, gminom które gościły poszczególne edycje: Bielsko-Biała, Stronie Śląskie, Brenna, Mszana Dolna, Świeradów Zdrój, a także partnerom medialnym.