Stare traperskie poradniki mówią, że choćby nie wiem jak ładna była pogoda, a wybierasz się na wycieczkę w góry, to i tak musisz zabrać coś „od deszczu”. Jako, że rowerowe enduro to tylko sposób na przemierzanie górskich przestrzeni warto się stosować do tej zasady i mieć dobrą kurtkę. Ambicje do bycia taką, na pewno ma Endura Venturi II. Używałem jej dość intensywnie przez kilka miesięcy i zdążyłem skonfrontować te ambicje z możliwościami.
W dotyku
Pierwsze wrażenie jakie robi ten ciuch po wyjęciu z worka można zawrzeć w krótkim stwierdzeniu – solidnie i bez wodotrysków. Każda kolejna minuta poświęcona na studiowanie przebiegu szwów, układu kieszeni, zabawie wodoszczelnymi zamkami i zaglądaniu w każdy zakamarek tego ciucha tylko utwierdza nas w przekonaniu, że trzymamy w rękach kawał porządnej kurtki. Brakuje jej tego co niektórzy nazywają „fajnymi gadżetami”, czyli miliona różnych kieszeni i kieszonek, troków, siateczek, a co z reguły jest tylko irytującymi i ważącymi swoje dodatkami. Czasami się przydają, częściej przeszkadzają. Tutaj ich nie szukajcie, bo to tylko zwykła kurta na rower, a nie „zemsta niewyżytego designera”.Przepraszam… jest jeden bajer – szmatka do wycierania okularów w zewnętrznej kieszeni na piersi. To akurat fajny dodatek.
Nie do lanserki
Czas na przymiarkę. Przy wzroście 182 cm i niezbyt tęgiej budowie ciała wybrałem XL-kę – leży optymalnie. Mankiety rękawów nawet przy próbie przeciągania się niczym kot po drzemce nie wędrują w okolice łokci jak to czasami bywa w przypadku niektórych kurtek, najczęściej tych o trekkingowym przeznaczeniu.
Wygląd tej kurtki jest grzeczny, spokojnie zamiast na rower możecie wybrać się w niej na sumę w Pcimiu, sensacji ani szału nie będzie. Jak dla mnie współczynnik lansu mógłby być tu bardziej podkręcony, ale to kwesta gustu. Zresztą, spokojna stylistyka ciuchów jest dla Endury charakterystyczna i niczego innego nie należało się tu spodziewać. W przypadku tej konkretnej kurtki kolorystyka, krój i ogólny wygląd plasują ją w kategorii – klasyk outdooru.
Wyjście w teren
Pierwszy test odbył się na spacerze z dzieckiem, który kurta przeszła nad wyraz pomyślnie – przez sekundę zawiesiła na mnie wzrok sąsiadka licealistka wracająca akurat ze szkoły. Jest dobrze – pomyślałem. Za dwa dni bylem już na zawodach Enduro Trophy na Czarnej Górze, gdzie Venturi czekały kolejne testy, choć właściwiej byłoby powiedzieć – chrzest bojowy. Kto był na tej edycji ET wie, że pogoda była w ten dzień wyjątkowo wredna. Normalnie, podczas takiej aury, nawet najbardziej maniakalnie nastawiony do jazdy endurak nie wychyliłby nosa z garażu, gdzie zapewne spędziłby miło dzień ze swoim rowerem. Ale jak są zawody nie ma, że boli.
Zniechęcenie spowodowane lejącym się z nieba deszczem mieszało się z satysfakcją, że w końcu mogę przekonać się co ta kurtka jest warta. Po kilkuset metrach podjazdu osiągam termiczną równowagę pozostając w koszulce, cienkiej bluzie i testowanej kurtce (temperatura oscylowała wokół 10 stopni Celsjusza), do której zamontowałem za pomocą zamka błyskawicznego kaptur (trzeba go osobno dokupić). Pierwsze kilometry, mimo ciągłego deszczu pokonałem we względnym komforcie. Jedynym poważnym mankamentem jaki wtedy zanotowałem był odsuwający się zamek kaptura. Koniec końców zrezygnowałem z wożenia go na sobie, bo po założeniu kasku i tak nie da się go używać. Pod koniec tego hardkorowego dnia, po kilku godzinach jazdy, nadal czułem się dość komfortowo, choć pod kurtką znalazła się wilgoć, a telefon włożony do kieszeni na piersi skapitulował z powodu zamoczenia. Kurtka wprawdzie przemokła, ale nie w sposób, który drastycznie zmniejszył komfort jazdy.
Na metce Venturi II możemy przeczytać o parametrach technicznych membrany PTFE, z których wodoodporność jest dość przeciętna – 12 000 mm. Wrażenie robi natomiast zdolność do przepuszczania przez nią pary wodnej, która wynosi 28 000 g/m3/24h. Faktycznie, jest odczuwalne, że jak na membranową kurtkę, Venturi II „oddycha” bardzo dobrze.
Przy temperaturach powyżej 15 stopni Celsjusza trzeba uruchomić wentylację w postaci zamków z boków kurtki i na rękawach. Tu brawa dla Endury za takie, a nie inne ich umiejscowienie. W odróżnieniu od patentu najczęściej spotykanego, czyli jednego długiego zamka w okolicach pachy te można swobodnie rozsuwać i zasuwać jedną ręką bez zbędnej szarpaniny.
Na jakie okazje wkładać
Dzięki dobrej oddychalnośći Venturi II sprawdza się nie tylko na wypadek deszczu, także w mniej parszywą pogodę można ją ubrać bez obaw, że zaleje nas pot. Fajnie sprawdza się w codziennej jeździe. Materiał sprawiający wrażenie solidnego nie powinien szybko się zużyć, ale trzeba pamiętać o przestrzeganiu zasad podczas prania i o konserwacji co jakiś czas.
Owa solidność okupiona jest jednak też cechą, która w wielodniowym enduro eksploracyjnym, nabiera szczególnej wagi. Chodzi o wagę właśnie i o rozmiary po spakowaniu. W tej kategorii Ventura II nie może poszczycić się dobrym wynikiem. Po zwinięciu tworzy całkiem pokaźny tobołek. Waży prawie 600 g, a po zamoczeniu sporo więcej. Tutaj znacznie ustępuje lekkim kurtom zbudowanych na bazie membrany gore-tex paclite (niektóre modele ważą około 350 g). Trzeba jednak zaznaczyć, że to porównanie dość niezgrabne i nieco przypomina zestawianie obok siebie kombi i sportowego samochodu. Daje niemniej wyobrażenie o tym jak możemy przebierać w bardzo różnego typu garderobie rowerowej w zależności od potrzeb. W kategorii „lekka kurtka awaryjna i wyprawowa” testowana Endura nie będzie zbyt wysoko, ale do jazdy na co dzień oraz podczas całodniowych wypadów w góry w gorszych warunkach (wilgoć, zimno) sprawdzi się bardzo dobrze.
Podsumowanie
Plusy:
- dobra oddychalność
- solidna budowa
- dobrze rozwiązana wentylacja zamkami
- odpowiednia ilość kieszeni
Minusy:
- rozsuwający się zamek kaptura
- spore rozmiary po spakowaniu (pochodna solidnej budowy)
Tekst: Tomek Dębiec
Zdjęcia: Tomek Kasza, Tomek Dębiec