Od grudnia testujemy najnowszą wersję uszczelnionych przewodów Ride-On firmy Gore – jeździliśmy po śniegu, śnieżnej ciapie, wiosennym błocie, beskidzkim błocie, zarówno na wycieczkach jak i podczas zawodów, gdzie jak wiadomo rower jest bardziej narażony na „kontuzje” ze względu na presję upływającego czasu. Po 6 miesiącach przyszedł czas na podsumowanie naszych wrażeń.
ZASADA DZIAŁANIA
Każdy kto choć raz jeździł w deszczu i błocie, ten wie jak bardzo denerwujące są problemy z napędem spowodowane zapychaniem się pancerzy. Szczególnie przy nowych 10-biegowych napędach, które są bardziej wybredne na stan okablowania od starych „dziewiątek”. Firma Gore postawiła sobie za cel stworzenie rozwiązania działającego w każdych warunkach.
Zasada działania Ride-On jest bardzo prosta. Linka przerzutki jest poprowadzona w od samej manetki do przerzutki w jednej, nieciętej osłonce. Nawet przez pancerze przechodzi w „linerze”. Dopiero przy samych przerzutkach linka wychodzi z osłonki, jednak w tym miejscu jest uszczelniona gumowymi harmonijkami. Takie rozwiązanie powoduje, że pancerze, liner i linka tworzą system szczelnie odizolowany od wody i błota.
Montaż Ride-On wymaga trochę więcej uwagi i dokładności niż zamontowania zwykłej linki i pancerza, jednak nie jest to nic trudnego. Cały zabieg jest bardzo precyzyjnie i przystępnie opisany w instrukcji (po polsku). Trzeba jedynie zwrócić uwagę na to, że inaczej zakańczamy linkę przy tylnej i przedniej przerzutce. Przy montażu warto wpuścić w liner trochę rzadkiego oleju teflonowego.
WRAŻENIA Z JAZDY
Pierwsze co rzuca się w oczy podczas jazdy to lekko chodząca manetka oraz fakt, że, dzięki swojej elastyczności, przewody nie wyginają się na boki podczas ugięcia zawieszenia. Poza tym linka na całej długości jest osłonięta teflonową rurką, więc nie rysuje ramy – niby szczegół, ale chyba nikt z nas tego nie lubi.
Zasadniczo przewody Gore Ride-on zostały zaprojektowane jako remedium na paraliż napędu w błotnych warunkach. Swoją rolę spełniają, jeżeli chodzi o chronienie linki przerzutki przed zabrudzeniem – jako że linka się nie brudzi, manetka cały czas chodzi lekko, nie blokuje się i w konsekwencji nie wymaga czyszczenia.
Jedyne co powoduje zacinanie się napędu, to ograniczenia konstrukcyjne przerzutki – przy naprawdę ekstremalnych warunkach błotnych kółka przerzutki się nie kręcą, sworznie nie chodzą, sprężyna jest zapchana syfem, i w konsekwencji napęd szwankuje.
Natomiast cudowne jest to, że wystarczy wtedy jedynie opłukać napęd i znowu wszystko działa! Manetka dalej chodzi lekko, nie trzeba czyścić oraz wymieniać pancerzy i linek. Czasami podczas jazdy w mrozie należy jedynie trochę podregulować naciąg, ponieważ linka się kurczy pod wpływem temperatury.
I można śmigać zarówno po śniegu, błotośniegu, błocie, kałużach. Zarówno podczas codziennych wypadów jak i na zawodach. Np. podczas tegorocznych zawodów EMTB Enduro w Myślenicach sprawowały się znakomicie, mimo że warunki nas nie rozpieszczały – beskidzkie błoto miejscami po oś, ostatni oes podlany ulewą, my cali w błocie, a napęd spisywał się znakomicie.
PODSUMOWANIE
Sprzęt naprawdę sprawuje się świetnie. Przez pół roku użytkowania był niezawodny, jak na razie nie widać także jakichkolwiek śladów zużycia.
Cena 219zł (oficjalna polskiego dystrybutora) może trochę odstraszać, ale gdy porównamy ją z kosztem kompletnego topowego zestawu linek i pancerzy, częstej ich wymiany oraz czasu poświęconego na ich czyszczenie i wymianę, warto jednak przemyśleć to rozwiązanie.
Niewątpliwymi zaletami przewodów Gore Ride-on jest fakt, że montujesz je raz i właściwie o nich zapominasz. Jest to bardzo przydatny sprzęt jeśli jeździ się często i w różnych warunkach atmosferycznych. Niezwykle praktyczne przy wyprawach kilku i wielodniowych typu All-Mountain i Enduro – można czerpać przyjemność z jazdy, a nie spędzać całych ranków na śrubkowaniu.
Trackback URL: https://blog.emtb.pl/gore-ride-on-test/trackback/