Od ostatniej aktualizacji minęły już ponad 2 miesiące, EMTB.pl zdążyła już przykryć narastająca warstwa wirtualnego kurzu. A przez ten czas, dokładnie to w dniach 29-31. sierpnia, zdążył się już odbyć 2. zlot EMTB.pl, który teraz miał swoją bazę w Krościenku nad Dunajcem. Tym razem miałem o tyle komfortową sytuację, że nie musiałem uczestniczyć w organizacji, którą to przyjął na siebie w głównej mierze Szczavik. Osobiście miałem się tylko dotransportować się do Krościenka i cieszyć się rewelacyjną atmosferą i wcale nie gorszymi trasami.
Punktualność na naszych zlotach ma już nową definicję. Już na samym początku w piątek 3 godziny poślizgu, ale w końcu o tej 16:00 udało się wyruszyć. Plany podesłane przez Ojca, który niestety mógł się pojawić na zlocie dopiero w niedziele, zakładały jakąś całkiem sporą traskę. Od razu widać, że nie był na pierwszym zlocie. Z pokaźnych planów został jedynie wjazd i zjazd z Lubania. Traska bardzo przyjemna – ciekawy podjazd i kolorowy zjazd. Tylko kapci co nie miara, pierwsze pojawiły się już na podjeździe! Na szczycie, przy bazie namiotowej Tanatos zasłyszał od piechurów melancholijną sentencję, która stała się później głównym hasłem zlotu – „Jak mustangi na prerii”. Już na koniec złapało nas oberwanie chmury, nie ma jak zakończyć dzień „gnojówką w twarz”. Jak ktoś nie zna tego uczucia, niech spróbuje przejechać się podczas ulewy obok jakiegoś gospodarstwa ;)
Drugi dzień był rekordowy w krótkiej historii naszych zlotów. 25 riderów i riderek oraz przejechanych blisko 50km. I co najważniejsze większość grupy przejechała całą zaplanowaną trasę!! A trasa to był prawdziwy szczawnicki klasyk, najpierw grzbietem Beskidu Sądeckiego, przez Przechybę, Radziejową, Wielkiego Rogacza a później powrót Małymi Pieninami zakończony zjazdem z Palenicy. Trasa w światku enduro powszechnie doceniana, osobiście też ją już znałem, jedynie za wyjątkiem zjazdu z Palenicy.
Na sam początek oczywiście podjazd na Przechybę, na którym to było kilka rzeźnickich ścianek do podjechania, na których to oprócz nachylenia trzeba było się jeszcze zmagać z luźny kamieniami. Kto wszystkie wyjechał?? Oczywiście Brain oraz nieskromnie dodam, że mi również się udało, tylko że Brain później na zjazdach takiego szatana dawał, że osobiście mogłem się tylko delektować smakiem kurzu spod jego kół. Jeśli w przyszłym roku wypali Enduro Trophy to Brain będzie moim zdecydowanym faworytem. Na Przechybie wykorzystaliśmy okazję i podłączyliśmy się do rozpalonego już ogniska. Pieczenie kiełbasek, jest to blisko 2 godzinny rytuał, na który składa się głównie dyskusja o sprzęcie oraz oczywiście wzajemne obmacywanie… rowerów. W tym momencie chciałbym wytłumaczyć, że na naszych zlotach nie chodzi o jazdę na rowerze po górach, tak naprawdę zloty to spotkania towarzyskie, rozmowy trasach i sprzęcie, przeczenie kiełbasek, wieczorne projekcie filmów rowerowych itp. Gdy już w końcu ruszyliśmy z Przechyby to jakoś tak wszyscy stwierdzili, że się trochę późno zrobiło, do tego kilka kapci na korzennych ścieżkach to zapadła decyzja, że ominiemy jednak Radziejową, ale żeby nie było to Mentos, Dhcegła, Harlem, Szuwar, Tanatos oraz Valdar w imieniu całej zlotowej grupy jednak tam wjechali. Zjazd z Wielkiego Rogacza jak dla mnie bajka, lubię taką nawierzchnię luźne kamienie doprawione luźnym pyłem. Na takich zjazdach mam swoją ulubioną technikę, być jeszcze bardziej wyluzowanym od nawierzchni. Niestety w trakcie zjazdu Harry złapał kapcia, zostałem wraz z Agnieszką i Pawłem wspierać go duchowo przy zmianie dętki no i wtedy reszta grupy trochę nam odjechała, później próbując ich dogonić daliśmy trochę ciała z nawigacją, więc już tylko w czwórkę dalej po luźnych kamieniach zjechaliśmy pod wąwóz Homole i asfaltem do Szczawnicy, w której to skusiła nas wizja wjechania jednak wyciągiem na Palenice (zdaję sobie sprawę, że trochę obciach tak wyciągiem), aby z niej zjechać, szczególnie że zjazd miał być jakiś bardzo sympatyczny, a nikt z nas go nie znał. Na górze kilka fotek, a później zjazd żółtym szlakiem do Szczawnicy. Jakiś specjalny to on nie był, ale całkiem przyjemny.
W niedziele znów zakończyłem zlot przedwcześnie, całe szczęście, że tym razem się nie rozwaliłem. Za to wraz z Dhcegłą pojechaliśmy na mini wyprawę przez Tatry, Beskid Żywiecki i Śląski na Titus 8h w Brennej. Z której to na pewno w krótkim czasie będzie relacja okraszona porcją zdjęć.
Galeria:
Warto zobaczyć:
Do poczytania: