W dniach 18-22 marca we włoskim Molini di Triora odbył się meeting i testy Diamondbacka. Na imprezę zaproszeni zostali europejscy dystrybutorzy jak i zawodnicy DB. Tematem przewodnim artykułu jest spotkanie we Włoszech, ale musieliśmy się tam jakoś dostać i o tym kilka słów. W pierwszej wersji mieliśmy lecieć do Włoch, ale okazało się, że musimy zabrać moje rowery i jakoś tak wyszło…pojechaliśmy autem. Z Polski wyjechaliśmy po piątej rano w niedzielę. Nasz dwudziestoletni Mercedes W124 300D dziarsko nawijał kilometry. Niemcy minęły szybko, Jezioro Bodeńskie i Szwajcaria tam 40CHF za winietę i lecimy dalej. Przed tunelem pod Przełęczą San Bernardino załamanie pogody duży opad śniegu w trakcie zjazdu z przełęczy nasze auto zaczęło się dziwnie zachowywać. Przestały działać migacze, zaświeciła się pierwsza kontrolka, powiedziałem Pawłowi, że zaczyna nam brakować prądu, ale Paweł uspokoił, że z tym autem jest wszystko ok. Po pewnym czasie praktycznie przestała działać wycieraczka i światła ledwo co błyskały musieliśmy się zatrzymać. Pierwsza okazja zjazd na parking z autostrady i…. kilka serpentyn. Parking przypominał jeden z filmowych parkingów, gdzie przez noc po kolei ginie każdy z pasażerów. Po jednej stronie przepaść i gdzieś tam miasteczko a po drugiej stronie skalna ściana. Po chwili auto padło, zastał nas mrok i oczywiście dalej była niedziela. Po kilku minutach (nie wiemy skąd o nas wiedzieli) przyjechała szwajcarska policja, przetrzepali nas fest sprawdzili nawet plecaki powiedzieli, że jak zostawimy tutaj auto to je zabierze laweta no i sobie pojechali. Praktycznie od razu wiedzieliśmy, że popsuły się szczotki w alternatorze i nie będziemy dzwonić po assistance bo i tak jest niedziela. Rano dostaniemy się do miasteczka na dole, gdzie kupimy szczotki wymienimy i … tak i tak nie ruszymy bo aku było puste. Noc w aucie z padającymi telefonami nie była super przyjemna, ale muszę pochwalić Szwajcarów! Całą noc odśnieżali i sypali na nasz parking! 2 maszyny chodziły prawie non stop. Rano zdaliśmy sobie sprawę gdzie jesteśmy… wszędzie były ogrodzenia jakieś druty kolczaste. Skorzystaliśmy z SOS gdzie z dużymi problemami nas namierzyli i wysłali assistance. Przyjechał pan z assistance dał nowy akumulator, zaprowadził kilka kilometrów do uwaga AMG PERFORMANCE CENTRE MERCEDES BENZ SWITZERLAND. Zainkasował 200CHF i pojechał;) Gdy w serwisie mercedesa zobaczyli nasze auto jeden z mechaników nawet zrobił sobie z nim fotkę. Dowiedzieliśmy się, że godzina pracy kosztuje około 250CH, no i że musimy poczekać i zobaczą co się stało. W tym serwisie spędziliśmy w sumie 7 godzin ale bardzo o nas dbano i szef powiedział, że zrobią specjalnie dla nas SPECIAL PRICE ONLY FOR YOU. Wymienili szczotki naładowali aku i policzyli 250CHF;) i zgodzili się jeszcze na to, że zapłacimy złotówkami!! Więc byli naprawdę serdeczni.
Przejdę teraz do głównego tematu czyli spotkania i testów Diamondbacka w Molini di Triora. Molini di Triora to malutka wioska około 40 km od San Remo. W Molini swoją firmę Molini Freeride prowadzi od siedmiu lat Mark Newman. Mark jest Anglikiem i Molini Freeride prowadzi wspólnie ze swoją żoną. Do dyspozycji jest ponad 20 przepięknych tras, a Mark jest odpowiedzialny za uplifty. Cała impreza podzielona była na dwie części: zawodową i towarzyską. Dla riderów można powiedzieć podział był podobny bo doba podzielona była po równo na jeżdżenie i jedzenie spanie;) Do jazdy zachęcało ponad dwadzieścia nowych rowerów Diamondback na rok 2013. Można było również polatać na nieseryjnych rowerach DB jak zjazdówka, czy full do 4x. Moim ulubionym rowerem okazał się Mission Pro.
Pierwsze na co zwróciłem uwagę to nachylenie tras w Molini. Góry te są niezwykle strome, wyglądają wręcz jak urwiska i na ich zboczach „powklejane” są ścieżki, po których jeździliśmy. Na nasze nieszczęście zima była niezwykle śnieżna i mroźna co uniemożliwiło nam jeżdżenie po najwyżej położonych trasach, a zwłaszcza tej, która biegnie po szczytach górskich od Triory aż do Morza Śródziemnego….Dziennie byliśmy wstanie zrobić do 9 zjazdów, wliczając w to czas na krótki lancz.
Osobiście byłem bardzo zaskoczony jak mocno Diamondback dba o swoich Riderów. Nie musiałem się martwić o nic, pyszne jedzenie w ogromnych ilościach, sprzęt do wyboru do koloru, mechanik, gdy był jeden chłodny i mokry dzień dostałem kurtkę z membraną i trzy dodatkowe t shirty, nie musiałem nawet myśleć o kupowaniu alkoholi…;) Nie jestem przyzwyczajony do takich warunków… w zamian co wieczór szef Diamondbacka pytał się tylko „ czy dużo dziś jeździłeś” no i oczywiście oczekiwał odpowiedzi potwierdzającej;) Razem z nami byli też przedstawiciele świata mediów, z Pinkbike’a i magazynu 365 z Włoch, a do tego jeszcze wynajętych było dwóch kamerzystów i fotografów. Miasteczko posiada swój niepowtarzalny klimat gdzie większość dnia zdominowane jest przez siestę, a w środę jest wszystko pozamykane bo jest „mały weekend” . W tak miłych okolicznościach czas płynie szybko i nagle okazało się, że wyjeżdżamy… Na szczęście droga powrotna przebiegła bez większych problemów oczywiście nauczeni doświadczeniem ominęliśmy Szwajcarię i pojechaliśmy wzdłuż j Jeziora Garda.