Ochraniacze Bobcat
Komplet ochraniaczy to dla mnie podstawa ubioru przy każdym wyjeździe rowerowym, obojętnie czy jadę daleko czy blisko, na trasy trudne czy łatwe. Ubieram je jeszcze nim wsiądę na rower, a ściągam dopiero, gdy wracam do domu, dlatego też wygoda użytkowania jest zawsze na pierwszym miejscu. Nie każde ochraniacze są w stanie zapewnić komfort przy całodniowej jeździe, ale gdy dostałem w swoje ręce Bluegrassy Bobcat już na pierwszy rzut oka było widać, że będzie dobrze. Jakość wykonania robi bardzo pozytywne wrażenie, nie wystają żadne nitki, a szwy tam gdzie trzeba są podwójne. Ochraniacze są wykonane w większości z neoprenu, a panele pochłaniające uderzenia to “inteligentna” twardniejąca przy nacisku pianka D3O z przodu oraz bliżej niezidentyfikowana zwykła pianka po bokach. Panel ochronny w części centralnej jest zakryty rozciągliwym i dość delikatnym w dotyku materiałem jak na miejsce, które jest narażone na największe przygody.
Po założeniu ochraniacze wyglądają na dość mocno rozbudowane, grube pianki poszerzają kolana i łokcie, na pewno nie ma możliwości ukryć ich obecności pod spodniami czy koszulką. Taka budowa ma też jednak swoje zalety, Bobcaty bardzo dobrze pokrywają całą powierzchnię kolana i jego okolic, dzięki temu przyjmą uderzenia prawie ze wszystkich stron. Jedynie powyżej kolana mogłoby być kilka dodatkowych centymetrów pianki.
Podczas jazdy Bluegrassy zachowują się tak jak na górną półkę ochraniaczy przystało, nie przypominają o swojej obecności prawie w ogóle. Po założeniu pozostają stabilnie na swoim miejscu. Podczas całodniowych wyjazdów poprawiałem ich ułożenie może dwukrotnie.
Przy dużych upałach (powyżej 30 stopni), kolana i łokcie dość mocno się pocą, a pod grubą warstwą pianki i materiału powstaje mała strefa powietrza, która szybko zmienia klimat na wilgotno-tropikalny. Ochraniacze przylegają na tyle mocno, że świeże powietrze pod kolano oraz łokieć nie dociera. Pot też niechętnie znajduje drogę wyjścia, ale w sumie dla mnie nie wpływa to znacząco na komfort jazdy. Nawet podczas całodniowych wypadów w wysokich temperaturach nigdy nie miałem żadnych obtarć. Ciasne spasowanie blokuje wszelki ruch powietrza, ale podczas wywrotek okazuje się zbawienne, bo Bobcaty pozostają tam gdzie mają być. Stabilność na nodze i amortyzacja uderzeń są bardzo dobre. Jednak, jeżeli komuś zależy na przewiewności, rozejrzałbym się za jakimś innym modelem, bo nawet w plastikowych IXS Signature, w których jeżdżę na co dzień, wentylacja jest lepsza (w szczególności biorąc pod uwagę model na łokcie). gifatron.com
Po kilku miesiącach jazdy nie widać jeszcze na ochraniaczach jakichś większych śladów zużycia poza neoperenem, który jest z tyłu pod kolanem. W tym miejscu materiał od rozciągania przy zakładaniu i ściąganiu, jest już trochę popękany i miejscami się pruje. W modelu na łokcie zamiast neoporenu jest w tym miejscu siateczka i wszystko jest w porządku.
Podsumowując Bobcaty to ochraniacze, które zdecydowanie sprawdzają się w enduro, nie przysparzają żadnych problemów podczas jazdy i są bardzo wygodne. Plus za rozbudowane panele z pianki chroniące całe kolano.
Test: Adam Tkocz
Dystrybutor ochraniaczy: Velo Polska