Turner 5.Spot
Podsumowanie testu długodystansowego
Minęły już dwa sezony odkąd w stajni EMTB.PL zagościł Turner. Nie miał łatwego życia, będąc jak każdy „firmowy” wóz, katowany bez litości. Zdążył zjeździć chyba wszystkie ważniejsze pasma górskie w Polsce i załapał się na wiele zagranicznych wypadów. To dało nam solidne podstawy do oceny tego sprzętu.
Na co dzień służył nam na zawodach EMTB Enduro, jako terenowa ciężarówka do wożenia nas oraz całego sprzętu potrzebnego przy oznaczaniu tras. Zaliczył solidne DH na zlocie w Zawoi i z Pająkiem za sterami obleciał wszystkie największe przeszkody na trasie. Jako rower w założeniu testowy przewiózł na swoich plecach niejednego ridera. Był platformą badawczą dla większości szpeju który znacie z artykułów na głównej stronie.
Turner 5.Spot:
Rama: Aluminium 6061, zawieszenie oparte na systemie DW-Link oraz łożyskach ślizgowych, 140 mm skoku, główka 1 1/8 cala, rozmiar L (17”), mocowanie hamulca Post Mount, haki 135 mm, kolor Sangria Red, masa: 3,1kg
Widelec: Marzocchi Z1 Light 2007 (a-c: 538 mm)/ RockShox Revelation RCT3 Dual Positon Air (a-c: 529 mm)/ BOS Deville
Damper: Fox Float RP23 High Volume, fabrycznie zaworowany pod ramę
Napęd: 2×9, przerzutka Sram X9, korba Truvativ AKA, łańcuch PC 991 crosstep
Budowa
Ramę stworzono ze standardowych rur ze stopu aluminium 6061. Pierwsze co rzuciło nam się w oczy to niebanalne SPAWY. Każdy z nich jest równomiernie i pięknie położony – jest na co popatrzeć! Suport oraz podkowy wahacza poddano obróbce na obrabiarce numerycznej. Taki zabieg gwarantuje sztywność godną brytyjskiej arystokracji, przy zachowaniu niskiej masy. Łączenie dolnej rury z główką ramy wzmocniono trójkątną wstawką – nic szczególnego, zwłaszcza w dobie hydroformowania – ale jednak bez tego nie mogło się obejść.
No tak, ale nie wszystko jest takie piękne. Idąc w górę docieramy do największego naszym zdaniem zgrzytu designerskiego w tej konstrukcji. Wzmocnienie rury podsiodłowej zrobiono z kawałka “rynny”. Gdyby zamienić ją na rurkę powstałby świetny uchwyt ułatwiający noszenie roweru i wzmacniający okolice podsiodłówki, a rower zyskałby na wyglądzie. (W modelu 2012 poprawiono ten artystyczny dramat)
Całość pomalowano na kolor Sangria Red, lakier jest gruby, proszkowy (naszym zdaniem piękny!) . Jednym z lepszych akcentów jest logo producenta, ładnie wycięte z blaszki i przykręcone do główki ramy – mała rzecz a cieszy oko. Duży plus należy się również za mocowanie zacisku hamulcowego w standardzie Post Mount. Większość z Was jęknie pewnie „O nie! Kolejny gwint do zerwania!”, ale nie ma się czym martwić. Wujek Turner przewidział, że nie każdy ma klucz dynamometryczny w ręce i wyposażył mocowanie w wymienne aluminiowe inserty – fajnie? – takie same możecie znaleźć w każdej szanującej się meblościance.
Zawieszenie
Po dwóch sezonach doszliśmy do ciekawych wniosków. Zamiast oceniać 5.Spota jako całościowy produkt, głównym tematem niekończących się dyskusji było zawieszenie. Temat mocno kontrowersyjny i wałkowany wiele razy przy okazji spotkań, wypraw i zawodów. To co nam się ewidentnie podobało to system na jakim oparto kinematykę pracy wahacza. Turner po latach stosowania patentu Horsta Leitnera, którego nomen omen był współtwórcą, zdecydował się na przejście do drużyny obrotów wirtualnych. Do wyboru miał VPP albo DW-Link. Wybór padł na ten drugi i po dwóch wiosnach współpracy obu Davidów – Weagle`a i Turnera, powstał 5.spot. Tyle czasu zajęło im zgranie charakterystyki pracy zawieszenia, tłumika i geometrii ramy. Wygląda na to, że panowie przyłożyli się do pracy. Ciekawostką są matematyczne podstawy pracy DW-Linka, który powstał w wyniku żmudnych obliczeń, a nie metody prób i błędów. Ale nie będziemy Was wgłębiać w zawiły świat cyferek, a bardziej skupimy się na efekcie końcowym.
To na co wszyscy psioczyli to łożyskowanie tego cudu jajogłowej pracy. Wahacz 5.Spota obraca się na łożyskach ślizgowych. W teorii to świetne rozwiązanie, trwałe, mało podatne na powstawanie luzów, bardzo sztywne i lepiej znoszące udarowe obciążenia. Tyle teorii. W praktyce potwierdziły się ogromna sztywność boczna zawieszenia i jego trwałość. Warto też zwrócić uwagę na specyficzny „styl” działania tego typu łożysk. W przeciwieństwie do tocznych (maszynowych) jakie większość z nas ma w swoich rowerach, ślizgi wymagają pewnego momentu rozruchowego. Po jego przełamaniu, tarcie wewnętrzne w łożysku spada niemal do zera i uzyskujemy bardzo dużą płynność. Stąd opinie wielu osób, które jeździły na Turnerze, że w umiarkowanie trudnym terenie, przy małej amplitudzie ugięcia, zawieszenie jest tępawe. Ale spokojnie – wystarczy skierować go na bardziej wymagający zjazd by zaczął „płynąć”, niesamowicie klejąc tylne koło do ziemi.
Aby nie spartaczyć zalet “ślizgów” należy od czasu do czasu o nie zadbać, 10 minut zabawy z gustowną smarowniczką i po sprawie. Producent wyposaża nas również w tubkę wysokiej jakości smaru silikonowego.
Jazda
Po przestudiowaniu katalogowej geometrii i postawieniu ramy na kołach, każdy podrapał się w głowę i zaczął szukać stołka, a w gazecie zamieścił ogłoszenie – “giermek potrzebny od zaraz”. Rower oparty na 5.Spocie jest na prawdę wysoko zawieszony! Ze swoimi 342 mm pod puszką suportu, zdecydowanie odstaje od obecnych standardów Enduro. Również rozstaw osi jest jak na rozmiar L kompaktowy – 1112 mm. Jeśli dodamy do tego kąt główki 68,8° oraz 73° podsiodłówki, drodzy Państwo, otrzymujemy dość ciekawy miks genów rowerów maratońskich i old-school FR pokroju SC Bullita. Cóż, wymaga to przyzwyczajenia.
Na pierwszy rzut oka Turner kojarzy się z podniesioną terenówką – nie bardzo widzimy go zgrabnie wymijającą przysłowiowego “łosia” , ale co do jego możliwości przeprawowych nie ma żadnych wątpliwości. W ciężkim terenie przy oponach 2.4″ (my mieliśmy założone Michelin Wild Rock`r, które realnie miały 2.5″) był w stanie przejechać każde grzęzawisko, głębokie koleiny po zwózce drewna czy kamienisty rock garden, nie waląc korbami na lewo i prawo. Odczuwalna krótkość roweru przekłada się na dużą zwinność, pozwalającą bez przeszkód kluczyć w poszukiwaniu optymalnej linii przejazdu. Dzięki temu na agrafkach nie trzeba jeździć z tabliczką “Uwaga zachodzi przy skręcie”.
Sporo charakteru można dodać poprzez montaż mostka 60-70 mm i kierownicy szerszej niż 700 mm. Nie tracimy zbyt wiele z bezpośredniego prowadzenia i zwrotności, natomiast na stromiznach i bandach docenimy przesunięcie środka ciężkości do tyłu oraz możliwość prowadzenia 5.Spota bardziej wychyleniem ciała niż kierownicą. Potwierdzają to opinie użytkowników i mnogość różnorakich setów tej samej ramy – od lekkich ścigaczy z mostkiem 100 mm i drobnym widelcem z przodu, po zjazdowo zorientowane wersje z krótkim i szerokim kokpitem wspomaganym 160 mm skoku.
Podjazdy
Tutaj większość dobrej roboty robi wspomniana wcześniej kinematyka zawieszenia. Dla kogoś przyzwyczajonego do jedno lub czterozawiasowego systemu, odczucia na podjeździe mogą być lekko dziwne, ponieważ wydaje się, że wahacz pozostaje niewzruszony na to, co dzieje się pod tylnym kołem. Dopiero rzut oka na górny link zawieszenia pozwala dostrzec jego nieustanny ruch. Tylne koło niesamowicie klei się do podłoża, a mimo to nie mamy uczucia zapadania się po każdym zjeździe z przeszkody. Dodatkową zaletą “sprężystości” zawieszenia jest możliwość deptania ile fabryka dała, bez większych strat energii na bujanie. Mimo krótkiej ramy nie występuje problem z wyrywaniem przedniego koła. Nie trzeba przesuwać całego ciała na siodełku, wystarczy się pochylić i rower trzyma się idealnie stromego zbocza.
Wajchę Propedal uruchomiliśmy raz, po stwierdzeniu mocnego upośledzenia pracy zawieszenia, czym prędzej wyłączyliśmy i zaplombowaliśmy :P. Zdecydowanie lepiej sprawdziłby się tutaj tłumik pozbawiony jakiejkolwiek platformy – czułość na pewno by wzrosła. Jedyne co może wytrącić z równowagi zawieszenie Turnera to podjazdy na stojąco, które przy mocniejszym depnięciu powodują przejście przez tzw. “sweet spot” i uczucie przysiadania tyłu. Na szczęście nas Enduraków to nie dotyczy, wszak my góry zdobywamy dostojnie i z klasą :)
Zjazdy
Tutaj wiele zależy od setu na jakim złożylismy 5.Spot`a. W przypadku niższego i lżejszego widelca, tak jak Revelation, i kierownicy 700 mm, prowadzenie wymaga nieco więcej uwagi niż byśmy się spodziewali po dzisiejszych konstrukcjach. Jeśli jednak rider ma pewną rękę i potrafi wykorzystać zwrotność i zwinność Turnera, w terenie bez problemu prześcignie nisko zawieszone i rozlazłe nowoczesne rowery Enduro. Z uwagi na wysokie zawieszenie, na zjazdach wymaga nieco niższej pozycji niż zwykle, ale nie jest to karykaturalnie zgarbiona pozycja, raczej mocno atakująca :) Warto również mocniej dociążyć tylne koło, które po rozgrzaniu ślizgów, zapewnia ogromną przyczepność i pewność prowadzenia – kąt główki jeszcze trochę się wypłaszcza pozwalając na bardziej agresywne atakowanie przeszkód.
Przy przejeździe przez wszelkiej maści rock gardeny czuć, że pod zadkiem mamy ślizgi, ale to co dzieje się z tylnym kołem zupełnie temu przeczy. Pomimo pozornego uczucia lekkiej tępoty zawieszenia, koło cały czas jedzie przyklejone do ziemi. Drugi set, a w zasadzie pierwszy w kolejności testowania, czyli Marzocchi Z1 i kierownica 700 mm, dawał więcej pewności na zjazdach. Przód roweru stał ok. 1 cm wyżej i na średnich oraz kamienistych zjazdach rower prowadził się stabilniej. W naszym odczuciu nie jest to jednak widelec pasujący charakterem do ramy, kanapowa charakterystyka włoskiego sztućca nie współgra ze sportową pracą tyłu, a zapadanie się przy dociążeniu przodu potrafi radykalnie zmienić zachowanie 5Spota na stromiźnie – trzeba mieć się na baczności! W Revelationie RCT3 z uwagi na bardziej zaawansowany tłumik, problem ten nie występował. W drugim secie rower był o kilogram lżejszy z przodu więc także dało się to wyczuć, szczególnie podczas wyrywania roweru w górę. Naszym zdaniem idealnym wyborem do tej ramy byłby Marzocchi 44 Micro Ti o skoku 150 mm – wyższy niż Revelation i zdecydowanie lepiej kontrolujący skok niż poczciwy RC2 w Z1.
Trwałość
W tym temacie nie ma się praktycznie do czego przyczepić. Po dwóch latach katowania, nie zaobserwowaliśmy żadnych pęknięć, wgniotów lub innych defektów. Wciąż trzyma fason i jeździ prosto, wizyt u kręgarza nie potrzebowała :) Solidne i dokładne wykonanie procentuje – trudno o tym napisać coś więcej, ale śmiało można uznać to za ogromną zaletę. Nieco gorzej próbę czasu zniósł lakier.
To co okazało się być zaletą stało się też problemem. Twardy lakier trudno zarysować, ale po pewnym czasie w najbardziej eksploatowanych miejscach pojawiły się ryski i zmatowienia – niby nic wielkiego, ale zdecydowanie burzyło piękną głębię koloru Sangria Red. W takim przypadku najlepszą metodą jest pasta Tempo i trochę cierpliwości- my mieliśmy całą tubkę i morze cierpliwości, a mimo to efekt był mizerny. W tym rowerze folia ochronna, naklejona w newralgicznych miejscach, to mus! Najbardziej ucierpiały okolice haków, z których po pewnym czasie zaczął odchodzić lakier.
Na koniec odrobina kontrowersji i autokrytyki. Ślizgi. Powiedzmy to raz na zawsze – poprawnie zaprojektowane śligi są trwałe. To że wymagają smarowania może być upierdliwe dla ludzi nie lubiących majsterkować. Ten typ tak ma i wynika to bezpośrednio z fizyki działania łożysk ślizgowych. Jeśli będziemy o nie dbać, odwdzięczą się długą, według producenta 5 letnią, pracą.
W warunkach naszego testu oczywiście nie było tak idealnie. Tym magicznym sposobem, ślizgi smarowaliśmy dopiero, gdy wracała nam pamięć albo zaczynały trzeszczeć, a to jak nam później oznajmił Łukasz z POGO BIKES – troszkę za rzadko… Przynajmniej byliśmy w stanie przez dwa lata zafundować im symulację o wiele dłuższego użytkowania. Trzymały się dzielnie i dopiero pod koniec ubiegłego sezonu interwały smarujące (dalej wg. zasady “smaruj jak będzie trzeszczeć”) stały się niepokojąco krótkie, a łożysko górnej osi obrotu nabawiło się lekkich luzów. Ewidentnie jest to nasza wina, przyznajemy się bez bicia. Tym bardziej trwałość i sztywność tego rozwiązania, zrobiły na nas ogromne wrażenie, a do wad w postaci niższej czułości zawieszenia i konieczności smarowania po prostu przywykliśmy.
Podsumowanie
Nasza przygoda z Turnerem 5.Spot`em się kończy. Dwa lata podczas, których nigdy nie zawiódł i dzielnie znosił nasze niedbalstwo. Traktowany jak każdy wóz służbowy, w którym serwis odkłada się na ostatnią (by nie rzec ostateczną) chwilę.
Jak każdy dzielny i wierny wierzchowiec, miewał swoje humory, ale zawsze dowoził nas do celu i nigdy nie zawiódł – zawsze gotowy do współpracy, nawet gdy ledwie wystawał spod zwałów zaschniętego błota. Mimo tych dwóch solidnych sezonów, nadal trzyma się dzielnie.
Bardzo dobrze sprawdził się jako rower na wielogodzinne trasy w terenie, dzięki świetnie zestrojonemu pod tym kątem zawieszeniu i geometrii. We wprawnych rękach można było dać mu popalić na trasach FR i DH, aczkolwiek dawał nam do zrozumienia, że woli całymi dniami galopować po górskich singletrackach. I tak najlepiej posumować tego amerykańskiego wierzchowca – dzielny, trwały i niezawodny.
I na koniec. Jako że mamy rok 2013, warto wspomnieć o zmianach jakie zaszły w 5.Spocie od czasu gdy rama trafiła w nasze ręce. Wujek Turner posłuchał opinii użytkowników i przeprojektował co trzeba, zostawiając to co najlepsze. Zmiany to głównie unowocześnienie konstrukcji, a więc przedni trójkąt jest hydroformowany, główka w standardzie 44XX, haki 142×12, mocowanie napinacza ISCG-05. Wisienkę na torcie znajdziemy w postaci twardej anody w dwóch dostępnych kolorach – niebieskim i obłędnym pomarańczowym :) To czego nie będzie widać na pierwszy rzut oka, a jest według nas najbardziej znaczącą zmianą, to wypłaszczenie główki do 67º,7. Niby tylko jeden stopień, ale jeśli dodamy do tego możliwość zamontowania widelca 160 mm, pozycja zajmowana na rowerze powinna stać się mniej „atakująca”. Poprzednie wcielenie Turnera okazało się obłędnie wszechstronne. Co może czekać nas po nowym? Wszystko wskazuje na to, że będzie to kolejny udany rower Enduro, który po poprzedniku odziedziczył waleczny charakter off-roadowej przeprawówki i stał się bardziej wysublimowanym graczem.
pajonkondajump from Kamil Karton on Vimeo.
EMTB Enduro 2012 from jacaclimb.pl on Vimeo.
Turner 5.Spot
Podsumowanie testu długodystansowego
Minęły już dwa sezony odkąd w stajni EMTB.PL zagościł Turner. Nie miał łatwego życia, będąc jak każdy „firmowy” wóz, katowany bez litości. Zdążył zjeździć chyba wszystkie ważniejsze pasma górskie w Polsce i załapał się na wiele zagranicznych wypadów. To dało nam solidne podstawy do oceny tego sprzętu.
Na co dzień służył nam na zawodach EMTB Enduro, jako terenowa ciężarówka do wożenia nas oraz całego sprzętu potrzebnego przy oznaczaniu tras. Zaliczył solidne DH na zlocie w Zawoi i z Pająkiem za sterami obleciał wszystkie największe przeszkody na trasie. Jako rower w założeniu testowy przewiózł na swoich plecach niejednego ridera. Był platformą badawczą dla większości szpeju który znacie z artykułów na głównej stronie.
Turner 5.Spot:
Rama: Aluminium 6061, zawieszenie oparte na systemie DW-Link oraz łożyskach ślizgowych, 140 mm skoku, główka 1 1/8 cala, rozmiar L (17”), mocowanie hamulca Post Mount, haki 135 mm, kolor Sangria Red, masa: 3,1kg
Widelec: Marzocchi Z1 Light 2007 (a-c: 538 mm)/ RockShox Revelation RCT3 Dual Positon Air (a-c: 529 mm)/ BOS Deville
Damper: Fox Float RP23 High Volume, fabrycznie zaworowany pod ramę
Napęd: 2×9, przerzutka Sram X9, korba Truvativ AKA, łańcuch PC 991 crosstep
Budowa
Ramę stworzono ze standardowych rur ze stopu aluminium 6061. Pierwsze co rzuciło nam się w oczy to niebanalne SPAWY. Każdy z nich jest równomiernie i pięknie położony – jest na co popatrzeć! Suport oraz podkowy wahacza poddano obróbce na obrabiarce numerycznej. Taki zabieg gwarantuje sztywność godną brytyjskiej arystokracji, przy zachowaniu niskiej masy. Łączenie dolnej rury z główką ramy wzmocniono trójkątną wstawką – nic szczególnego, zwłaszcza w dobie hydroformowania – ale jednak bez tego nie mogło się obejść.
No tak, ale nie wszystko jest takie piękne. Idąc w górę docieramy do największego naszym zdaniem zgrzytu designerskiego w tej konstrukcji. Wzmocnienie rury podsiodłowej zrobiono z kawałka “rynny”. Gdyby zamienić ją na rurkę powstałby świetny uchwyt ułatwiający noszenie roweru i wzmacniający okolice podsiodłówki, a rower zyskałby na wyglądzie. (W modelu 2012 poprawiono ten artystyczny dramat)
Całość pomalowano na kolor Sangria Red, lakier jest gruby, proszkowy (naszym zdaniem piękny!) . Jednym z lepszych akcentów jest logo producenta, ładnie wycięte z blaszki i przykręcone do główki ramy – mała rzecz a cieszy oko. Duży plus należy się również za mocowanie zacisku hamulcowego w standardzie Post Mount. Większość z Was jęknie pewnie „O nie! Kolejny gwint do zerwania!”, ale nie ma się czym martwić. Wujek Turner przewidział, że nie każdy ma klucz dynamometryczny w ręce i wyposażył mocowanie w wymienne aluminiowe inserty – fajnie? – takie same możecie znaleźć w każdej szanującej się meblościance.
Zawieszenie
Po dwóch sezonach doszliśmy do ciekawych wniosków. Zamiast oceniać 5.Spota jako całościowy produkt, głównym tematem niekończących się dyskusji było zawieszenie. Temat mocno kontrowersyjny i wałkowany wiele razy przy okazji spotkań, wypraw i zawodów. To co nam się ewidentnie podobało to system na jakim oparto kinematykę pracy wahacza. Turner po latach stosowania patentu Horsta Leitnera, którego nomen omen był współtwórcą, zdecydował się na przejście do drużyny obrotów wirtualnych. Do wyboru miał VPP albo DW-Link. Wybór padł na ten drugi i po dwóch wiosnach współpracy obu Davidów – Weagle`a i Turnera, powstał 5.spot. Tyle czasu zajęło im zgranie charakterystyki pracy zawieszenia, tłumika i geometrii ramy. Wygląda na to, że panowie przyłożyli się do pracy. Ciekawostką są matematyczne podstawy pracy DW-Linka, który powstał w wyniku żmudnych obliczeń, a nie metody prób i błędów. Ale nie będziemy Was wgłębiać w zawiły świat cyferek, a bardziej skupimy się na efekcie końcowym.
To na co wszyscy psioczyli to łożyskowanie tego cudu jajogłowej pracy. Wahacz 5.Spota obraca się na łożyskach ślizgowych. W teorii to świetne rozwiązanie, trwałe, mało podatne na powstawanie luzów, bardzo sztywne i lepiej znoszące udarowe obciążenia. Tyle teorii. W praktyce potwierdziły się ogromna sztywność boczna zawieszenia i jego trwałość. Warto też zwrócić uwagę na specyficzny „styl” działania tego typu łożysk. W przeciwieństwie do tocznych (maszynowych) jakie większość z nas ma w swoich rowerach, ślizgi wymagają pewnego momentu rozruchowego. Po jego przełamaniu, tarcie wewnętrzne w łożysku spada niemal do zera i uzyskujemy bardzo dużą płynność. Stąd opinie wielu osób, które jeździły na Turnerze, że w umiarkowanie trudnym terenie, przy małej amplitudzie ugięcia, zawieszenie jest tępawe. Ale spokojnie – wystarczy skierować go na bardziej wymagający zjazd by zaczął „płynąć”, niesamowicie klejąc tylne koło do ziemi.
Aby nie spartaczyć zalet “ślizgów” należy od czasu do czasu o nie zadbać, 10 minut zabawy z gustowną smarowniczką i po sprawie. Producent wyposaża nas również w tubkę wysokiej jakości smaru silikonowego z dodatkiem teflonu.
Jazda
Po przestudiowaniu katalogowej geometrii i postawieniu ramy na kołach, każdy podrapał się w głowę i zaczął szukać stołka, a w gazecie zamieścił ogłoszenie – “giermek potrzebny od zaraz”. Rower oparty na 5.Spocie jest na prawdę wysoko zawieszony! Ze swoimi 342 mm pod puszką suportu, zdecydowanie odstaje od obecnych standardów Enduro. Również rozstaw osi jest jak na rozmiar L kompaktowy – 1112 mm. Jeśli dodamy do tego kąt główki 68,8° oraz 73° podsiodłówki, drodzy Państwo, otrzymujemy dość ciekawy miks genów rowerów maratońskich i old-school FR pokroju SC Bullita. Cóż, wymaga to przyzwyczajenia.
Na pierwszy rzut oka Turner kojarzy się z podniesioną terenówką – nie bardzo widzimy go zgrabnie wymijającą przysłowiowego “łosia” , ale co do jego możliwości przeprawowych nie ma żadnych wątpliwości. W ciężkim terenie przy oponach 2.4″ (my mieliśmy założone Michelin Wild Rock`r, które realnie miały 2.5″) był w stanie przejechać każde grzęzawisko, głębokie koleiny po zwózce drewna czy kamienisty rock garden, nie waląc korbami na lewo i prawo. Odczuwalna krótkość roweru przekłada się na dużą zwinność, pozwalającą bez przeszkód kluczyć w poszukiwaniu optymalnej linii przejazdu. Dzięki temu na agrafkach nie trzeba jeździć z tabliczką “Uwaga zachodzi przy skręcie”.
Sporo charakteru można dodać poprzez montaż mostka 60-70 mm i kierownicy szerszej niż 700 mm. Nie tracimy zbyt wiele z bezpośredniego prowadzenia i zwrotności, natomiast na stromiznach i bandach docenimy przesunięcie środka ciężkości do tyłu oraz możliwość prowadzenia 5.Spota bardziej wychyleniem ciała niż kierownicą. Potwierdzają to opinie użytkowników i mnogość różnorakich setów tej samej ramy – od lekkich ścigaczy z mostkiem 100 mm i drobnym widelcem z przodu, po zjazdowo zorientowane wersje z krótkim i szerokim kokpitem wspomaganym 160 mm skoku.
Podjazdy
Tutaj większość dobrej roboty robi wspomniana wcześniej kinematyka zawieszenia. Dla kogoś przyzwyczajonego do jedno lub czterozawiasowego systemu, odczucia na podjeździe mogą być lekko dziwne, ponieważ wydaje się, że wahacz pozostaje niewzruszony na to, co dzieje się pod tylnym kołem. Dopiero rzut oka na górny link zawieszenia pozwala dostrzec jego nieustanny ruch. Tylne koło niesamowicie klei się do podłoża, a mimo to nie mamy uczucia zapadania się po każdym zjeździe z przeszkody. Dodatkową zaletą “sprężystości” zawieszenia jest możliwość deptania ile fabryka dała, bez większych strat energii na bujanie. Mimo krótkiej ramy nie występuje problem z wyrywaniem przedniego koła. Nie trzeba przesuwać całego ciała na siodełku, wystarczy się pochylić i rower trzyma się idealnie stromego zbocza.
Wajchę Propedal uruchomiliśmy raz, po stwierdzeniu mocnego upośledzenia pracy zawieszenia, czym prędzej wyłączyliśmy i zaplombowaliśmy :P. Zdecydowanie lepiej sprawdziłby się tutaj tłumik pozbawiony jakiejkolwiek platformy – czułość na pewno by wzrosła. Jedyne co może wytrącić z równowagi zawieszenie Turnera to podjazdy na stojąco, które przy mocniejszym depnięciu powodują przejście przez tzw. “sweet spot” i uczucie przysiadania tyłu. Na szczęście nas Enduraków to nie dotyczy, wszak my góry zdobywamy dostojnie i z klasą :)
Zjazdy
Tutaj wiele zależy od setu na jakim złożylismy 5.Spot`a. W przypadku niższego i lżejszego widelca, tak jak Revelation, i kierownicy 700 mm, prowadzenie wymaga nieco więcej uwagi niż byśmy się spodziewali po dzisiejszych konstrukcjach. Jeśli jednak rider ma pewną rękę i potrafi wykorzystać zwrotność i zwinność Turnera, w terenie bez problemu prześcignie nisko zawieszone i rozlazłe nowoczesne rowery Enduro. Z uwagi na wysokie zawieszenie, na zjazdach wymaga nieco niższej pozycji niż zwykle, ale nie jest to karykaturalnie zgarbiona pozycja, raczej mocno atakująca :) Warto również mocniej dociążyć tylne koło, które po rozgrzaniu ślizgów, zapewnia ogromną przyczepność i pewność prowadzenia – kąt główki jeszcze trochę się wypłaszcza pozwalając na bardziej agresywne atakowanie przeszkód.
Przy przejeździe przez wszelkiej maści rock gardeny czuć, że pod zadkiem mamy ślizgi, ale to co dzieje się z tylnym kołem zupełnie temu przeczy. Pomimo pozornego uczucia lekkiej tępoty zawieszenia, koło cały czas jedzie przyklejone do ziemi. Drugi set, a w zasadzie pierwszy w kolejności testowania, czyli Marzocchi Z1 i kierownica 700 mm, dawał więcej pewności na zjazdach. Przód roweru stał ok. 1 cm wyżej i na średnich oraz kamienistych zjazdach rower prowadził się stabilniej. W naszym odczuciu nie jest to jednak widelec pasujący charakterem do ramy, kanapowa charakterystyka włoskiego sztućca nie współgra ze sportową pracą tyłu, a zapadanie się przy dociążeniu przodu potrafi radykalnie zmienić zachowanie 5Spota na stromiźnie – trzeba mieć się na baczności! W Revelationie RCT3 z uwagi na bardziej zaawansowany tłumik, problem ten nie występował. W drugim secie rower był o kilogram lżejszy z przodu więc także dało się to wyczuć, szczególnie podczas wyrywania roweru w górę. Naszym zdaniem idealnym wyborem do tej ramy byłby Marzocchi 44 Micro Ti o skoku 150 mm – wyższy niż Revelation i zdecydowanie lepiej kontrolujący skok niż poczciwy RC2 w Z1.
Trwałość
W tym temacie nie ma się praktycznie do czego przyczepić. Po dwóch latach katowania, nie zaobserwowaliśmy żadnych pęknięć, wgniotów lub innych defektów. Wciąż trzyma fason i jeździ prosto, wizyt u kręgarza nie potrzebowała :) Solidne i dokładne wykonanie procentuje – trudno o tym napisać coś więcej, ale śmiało można uznać to za ogromną zaletę. Nieco gorzej próbę czasu zniósł lakier.
To co okazało się być zaletą stało się też problemem. Twardy lakier trudno zarysować, ale po pewnym czasie w najbardziej eksploatowanych miejscach pojawiły się ryski i zmatowienia – niby nic wielkiego, ale zdecydowanie burzyło piękną głębię koloru Sangria Red. W takim przypadku najlepszą metodą jest pasta Tempo i trochę cierpliwości- my mieliśmy całą tubkę i morze cierpliwości, a mimo to efekt był mizerny. W tym rowerze folia ochronna, naklejona w newralgicznych miejscach, to mus! Najbardziej ucierpiały okolice haków, z których po pewnym czasie zaczął odchodzić lakier.
Na koniec odrobina kontrowersji i autokrytyki. Ślizgi. Powiedzmy to raz na zawsze – poprawnie zaprojektowane śligi są trwałe. To że wymagają smarowania może być upierdliwe dla ludzi nie lubiących majsterkować. Ten typ tak ma i wynika to bezpośrednio z fizyki działania łożysk ślizgowych. Jeśli będziemy o nie dbać, odwdzięczą się długą, według producenta 5 letnią, pracą.
W warunkach naszego testu oczywiście nie było tak idealnie. Tym magicznym sposobem, ślizgi smarowaliśmy dopiero, gdy wracała nam pamięć albo zaczynały trzeszczeć, a to jak nam później oznajmił Łukasz z POGO BIKES – troszkę za rzadko… Przynajmniej byliśmy w stanie przez dwa lata zafundować im symulację o wiele dłuższego użytkowania. Trzymały się dzielnie i dopiero pod koniec ubiegłego sezonu interwały smarujące (dalej wg. zasady “smaruj jak będzie trzeszczeć”) stały się niepokojąco krótkie, a łożysko górnej osi obrotu nabawiło się lekkich luzów. Ewidentnie jest to nasza wina, przyznajemy się bez bicia. Tym bardziej trwałość i sztywność tego rozwiązania, zrobiły na nas ogromne wrażenie, a do wad w postaci niższej czułości zawieszenia i konieczności smarowania po prostu przywykliśmy.
Podsumowanie
Nasza przygoda z Turnerem 5.Spot`em się kończy. Dwa lata podczas, których nigdy nie zawiódł i dzielnie znosił nasze niedbalstwo. Traktowany jak każdy wóz służbowy, w którym serwis odkłada się na ostatnią (by nie rzec ostateczną) chwilę.
Jak każdy dzielny i wierny wierzchowiec, miewał swoje humory, ale zawsze dowoził nas do celu i nigdy nie zawiódł – zawsze gotowy do współpracy, nawet gdy ledwie wystawał spod zwałów zaschniętego błota. Mimo tych dwóch solidnych sezonów, nadal trzyma się dzielnie.
Bardzo dobrze sprawdził się jako rower na wielogodzinne trasy w terenie, dzięki świetnie zestrojonemu pod tym kątem zawieszeniu i geometrii. We wprawnych rękach można było dać mu popalić na trasach FR i DH, aczkolwiek dawał nam do zrozumienia, że woli całymi dniami galopować po górskich singletrackach. I tak najlepiej posumować tego amerykańskiego wierzchowca – dzielny, trwały i niezawodny.
I na koniec. Jako że mamy rok 2013, warto wspomnieć o zmianach jakie zaszły w 5.Spocie od czasu gdy rama trafiła w nasze ręce. Wujek Turner posłuchał opinii użytkowników i przeprojektował co trzeba, zostawiając to co najlepsze. Zmiany to głównie unowocześnienie konstrukcji, a więc przedni trójkąt jest hydroformowany, główka w standardzie 44XX, haki 142×12, mocowanie napinacza ISCG-05. Wisienkę na torcie znajdziemy w postaci twardej anody w dwóch dostępnych kolorach – niebieskim i obłędnym pomarańczowym :) To czego nie będzie widać na pierwszy rzut oka, a jest według nas najbardziej znaczącą zmianą, to wypłaszczenie główki do 67º,7. Niby tylko jeden stopień, ale jeśli dodamy do tego możliwość zamontowania widelca 160 mm, pozycja zajmowana na rowerze powinna stać się mniej „atakująca”. Poprzednie wcielenie Turnera okazało się obłędnie wszechstronne. Co może czekać nas po nowym? Wszystko wskazuje na to, że będzie to kolejny udany rower Enduro, który po poprzedniku odziedziczył waleczny charakter off-roadowej przeprawówki i stał się bardziej wysublimowanym graczem.
EMTB Enduro 2012 from jacaclimb.pl on Vimeo.
pajonkondajump from Kamil Karton on Vimeo.