Z niecierpliwością czekamy na premierę filmu Pathfinder, która zapowiadana jest na przełom lutego i marca. Co jakiś czas Tomek i Mariusz przesyłają do nas krótkie filmowe relacje z kolejnych odwiedzonych miejscówek, które zobaczymy w filmie. Tym razem zachętą do obejrzenia filmu jest krótki edit nagrany na Bałkanach.
Tomek Dębiec:
Bałkany ze swoim klimatem, ukształtowaniem terenu i stosunkowo niewielką odległością z Polski wydają się być świetnym miejscem do poszukiwań ścieżki idealnej. Jeśli dodać do tego intrygującą mieszankę kultur, dzikość gór i fakt, że mało kto zapuszcza się tam z rowerem, to okaże się, że nie mieliśmy wyjścia – Pathfinder po prostu musiał ruszyć na południe. Naszym kolejnym celem była Bośnia i Hercegowina.
Kraje Półwyspu Bałkańskiego, a w szczególności wspomniana wyżej Bośnia i Hercegowina i jego stolica – Sarajewo wywołują skojarzenia związane głównie z wojną. Jej ślady widać zresztą do dnia dzisiejszego. Domy w ruinie i ślady po kulach na murach znaleźć tu nietrudno. Co więcej, nawet w górskich dolinach można natknąć się na złowrogie tablice ostrzegające o minach. Nie jest to jednak powód żeby odpuścić sobie odwiedzenie tego przepięknego zakątka Europy.
Naszym głównym celem wyprawy był szczyt Ploćno i jego okolice. To rozległa góra, której wierzchołek leży na wysokości 2228 m n.p.m. Od południa stoki Ploćna są na tyle łagodne, że poprowadzono tam drogę, którą może pokonać nawet średnio dzielny samochód terenowy. Nie mówiąc już o rowerze enduro. Serpentyny kamienistej drogi chcieliśmy wykorzystać tylko i wyłącznie do podjazdu, bo po zjeździe obiecywaliśmy sobie dużo więcej. Nie zawiedliśmy się, szlak jaki znaleźliśmy po drugiej stronie góry pierwsze kilkaset metrów biegł po eksponowanym grzbiecie, po czym dawał nura na piekielnie stromy stok usłany tylko i wyłącznie drobnymi kamykami. Na szczęście ścieżka, jak to często bywa w górach o charakterze alpejskim, strome piarżysko pokonywała zakosami. Tylko dlatego zjazd tamtędy okazał możliwy. Mimo że jego górna część nie dawała poczucia flow, mieliśmy dużą satysfakcję z pokonania w całości na rowerze ściany, która wyglądała z dołu na nie do zjechania.
W ciągu kolejnych dni eksplorowaliśmy ścieżki w niższych partiach gór, gdzie więcej było płynnej i szybkiej jazdy. Na koniec góry jednak pokazały kto tu rządzi – piorunami i ulewami przepędziły nas na południe. Byliśmy zaledwie kilkadziesiąt kilometrów w linii prostej od chorwackiego wybrzeża więc wsiedliśmy do samochodu i już po niecałych dwóch godzinach jazdy znaleźliśmy się w zupełnie innej strefie klimatycznej. W ten sposób zaliczyliśmy nieplanowaną eskapadę nad morze, ale takie, które sąsiaduje z górami. Tu, jak się okazało, znaleźliśmy tak fantastyczne ścieżki, że postanowiliśmy kolejną wyprawę odbyć właśnie do Chorwacji. Sprawdzimy czy to dobre miejsce na jazdę na rowerze w zimie!