Spodenki kolarskie to niepozorna część garderoby, od której do niedawna jeżdżący na rowerze nie wymagali zbyt wiele. Spodenki jak spodenki… można by pomyśleć. Niesłusznie, bo to ciuch, który przez większą część sezonu musi znosić nasze niezbyt delikatne traktowanie. Ani kurtka, ani spodnie nie są używane tak często jak właśnie rowerowe szorty.
Forma, materiały, pierwsze wrażanie
– Spore te gacie… to pierwsze co pomyślałem wyjmując z worka spodenki z metką TNF. Ich krój jest luźny, a dla ortodoksyjnych kolarzy, ubierających się w lycry, z pewnością wręcz nieprzyzwoicie luźny. Jest jednak spora grupa ludzi, w tym ja, którzy szukają właśnie takiego ubrania na rower – o zwykłym, można rzec – cywilnym wyglądzie. Poza luźnym krojem zastosowano tu dodatkowo materiał, który się z łatwością rozciąga i specjalny rowerowy kój – wszystko dla wygody. Są cztery kieszenie, w tym dwie zasuwane na zamek. Materiał zyskał impregnację DWR. W komplecie są bokserki z kolarską „pieluchą”. To najważniejsze cechy produktu.
Test – enduro, trekking, bieganie w terenie
Spodenki były używane na rower, na miasto, podczas trekkingowych wycieczek, były też ze mną podczas romansu z joggingiem. Jak na trzymiesięczny okres testu przeszły i przejechały całkiem sporo.
Po pierwsze są wygodne. Jako że mają luźny i rowerowy krój oraz materiał jest rozciągliwy nie ma innej możliwości. Szczególnie chwalę sobie podwyższony tył spodenek w stosunku do przedniej ich części. To zresztą szerszy i jak najbardziej słuszny trend wśród producentów rozmaitych spodni „w teren”. Podczas jazdy na biku ma to szczególne znaczenie – ułożenie ciała powoduje, że koszulka wędruje ku górze, a spodnie w przeciwnym kierunku, co skutkuje odsłoniętymi „nerami”. Każdy znachor Wam powie, że to zło! Warto zwrócić uwagę na to, że górna część spodenek jest tak wyprofilowana, że mimo luźnego układania się na pasie nie zsuwają się irytująco z tyłka.
Spodenki są też stosunkowo lekkie, bo materiał sprawia wrażenie niemal zwiewnego. Ta jego cecha powoduje, że nogawki niezbyt ładnie się układają (materiał nie ma sztywności), ale jest to kwestia co najwyżej trzeciorzędna.
Impregnacja DWR, o której czytamy w katalogu nie uchroni naszych czterech liter przed przemoczeniem. Materiał z którego zostały uszyte Lavendy nie jest stworzony do takich zadań. Po przemoczeniu ma szybko wysychać i tak faktycznie jest. Podczas deszczu cienki materiał nie staje się rezerwuarem wody, który mógłby posłużyć do zasilania pola kukurydzy podczas suszy. Inaczej rzecz ujmując, nawet jeśli namokną, mimo sporej ilości materiału, nie stają się przysłowiową kulą u nogi.
Lavendy najlepiej sprawdzają się podczas upałów. Mimo długości do kolan zapewniają komfort termiczny w gorące dni. To z pewnością zasługa dobrze oddychającego materiału i tego, że wiatr dość swobodnie wdziera się do szerokich nogawek zapewniając wentylację.
Co do wytrzymałości nie mam zastrzeżeń, choć trzeba zaznaczyć, że nie są to pancerne grzmoty do DH, które zostały stworzone do starć z glebą. Mi zdarzyło się wprawdzie lądować bardzo awaryjnie w tych spodenkach, zahaczając nogawką o kierownicę (chyba). Materiał wytrzymał, nić na krawędzi nogawki już nie.
Bokserki które odstajemy w komplecie, mają mało wyszukaną, choć bardzo wygodną wkładkę i są dość długie, co w prawdziwie upalne dni może być uciążliwe. Wolałbym tu bokserki nie zakrywające całych ud. I jeśli jest faktycznie gorąco rezygnuję z jazdy w bokserkach, które są w komplecie z Lavendami zastępując je krótszym odpowiednikiem.
Lavendy to bardzo wygodne, lekkie spodenki rowerowe o luźnym kroju i „cywilnym” wyglądzie. Bardzo dobrze sprawdzą się w enduro i codziennym użytkowaniu. Lekki materiał nieco faluje na wietrze, ale za to szybko wysycha.
Plusy:
- krój dostosowany do pozycji zajmowanej na rowerze
- bardzo wygodne
- użyteczne kieszenie, w tym dwie na zamek
- szybko wysychają
- cywilny wygląd
Minusy:
- bokserki z długimi nogawkami
- dla wielu mogą być zbyt luźne