Yeti SB5C
Po przetestowaniu przez Pająka klasyki gatunku ze stajni Yeti- modelu 575, w moje ręce trafił najnowszy ścieżkowiec SB5C. Jest to mniejszy brat maszyny, którą Jared Graves zasuwa po trasach Enduro World Series- SB6C. W stu procentach oddaje amerykańskie podejście do jazdy ścieżkowej, które mocno różni się od europejskiego. Maszyny zza wielkiej wody mają zdecydowanie więcej grawitacyjnych genów, które wpływają na geometrię i dobór komponentów. Jest nisko, długo i z dociążonym tylnym kołem. Mimo, że SB5C żwawo pokonuje podjazdy, i tak w głowie kołacze się „where`s my pickup bro?”. Ewidentnie jest to rower z charakterem Kanadyjczyka we flanelowej koszuli. Swoją drogą, to właśnie ten rower odpowiedział mi na pytanie, skąd się bierze charakterystyczny styl jazdy zza wielkiej wody, który widać na większości editów z #enduro #trail w nazwie.
Uprzedzając fakty- SB5C idzie jak dzik w sosny i jeśli myślisz, że dotychczas jeździłeś szybko, to za jego sterami przesuniesz granicę dalej, dużo dalej…
Rama i zawieszenie
Czarny jak smoła, matowy karbon ułożono w dwie zazębiające się pętle przedniego trójkąta i wahacza. Pod względem wizualnym rama robi naprawdę spore wrażenie – ma płynne i czyste linie, a elementy zawieszenia nie wystają poza obrys konstrukcji. Co ciekawe, Yeti nie zdecydowało się na wewnętrzne prowadzenie pancerzy, co dla mnie jako mechanika jest sporą zaletą. Ukłonem w stronę nowoczesności, jest możliwość montażu Reverba Stealth. Całość posadzono na kołach w rozmiarze 27,5 cala, które w tej klasie rowerów są już właściwie standardem. Pod względem geometrii SB5C jest bardzo na czasie – nisko zawieszony, długi i z płaskim kątem główki. Za sterami jest naprawdę przestronnie i wygodnie. Jeśli już o sterach mowa, to znajdziemy tu taperowaną główkę ramy 1 1/8 – 1,5 cala i łożyska Cane Creek.
Gdyby komuś było nie po drodze z „enduro specific” napędem 1/”wstaw dowolną liczbę”, czyli na przykład mi, Yeti wyposażyło ramę w mocowanie przedniej przerzutki Direct Mount oraz napinacza ISCG05. Miłym dodatkiem są metalowe osłony chroniące ramę przed atakiem łańcucha oraz łożyska EnduroMax zamontowane na wszystkich osiach zawieszenia. Podsumowując, SB5C świetnie łączy klasyczne i sprawdzone rozwiązania z nowoczesną filozofią budowy ram.
Czas na wisienkę na torcie, Switch Infinity o skoku 127mm, czyli moim zdaniem wreszcie coś nowego w kwestii zawieszeń rowerowych. Kojarzycie zjazdówki Yeti z potężną szyną prowadzącą wahacz? To jej następca, który w czasie swojej ewolucji dorobił się jeszcze mimośrodowej inkarnacji. W obecnej wersji zawieszenie Yeti śmiało może służyć jako łopatologiczny przykład co oznacza termin “wirtualny punkt obrotu”. Wahacz zamocowany jest w górnej części do krótkiej dźwigni, która naciska na damper. Z dołu, łożyska wprasowano w suwak, poruszający się w pionie po dwóch rurkach pokrytych powłoką Kashima. Teraz trochę mechaniki: w czasie uginania zawieszenia ruch pionowy suwaka symuluje ruch dolnej dźwigni każdego innego systemu z wirtualnym punktem obrotu. Normalnie obrót krótkiego linka zakreśla wyraźnie widoczny łuk, ale jeśli będziemy go w nieskończoność wydłużać (infinity :) ), łuk będzie przybliżał się do linii prostej. Jakie są zalety długiej dolnej dźwigni? Większa czułość i właściwie niewyczuwalne kopanie po korbach, bez rezygnacji z progresywnej charakterystyki i antybujania(choć jest ono mniejsze niż w przypadku klasycznego wirtuala). Z konstrukcyjnego punktu widzenia, połączenia wahacza z ramą jest sztywniejsze ponieważ wyeliminowano jedną parę łożysk.
Całość zawieszenia Yeti opiera się na produktach Fox, które wyposażono w sprężyny powietrzne i tłumiki CTD. Moim zdaniem na prawdę dobrze spisują się na szlaku, choć w przypadku SB5C darowałem sobie tryb Climb- szkoda było mi rezygnować z świetnej czułości zawieszenia. Najlepiej sprawdzały się ustawienia Trail-Trail na szutrowych podjazdach i Trail-Descent na kamienistych podjazdach gdzie Yeti świetnie lepiło tylne koło do ziemi. W dół oczywiście przestawiałem zawieszenie w tryb Descent-Descent, co ciekawe nie odczuwałem wspomnianego w teście 575, zapadania się widelca. Myślę że spora w tym zasługa innego wyważenia roweru i stylu jazdy- w porównaniu do Pająka, dużo bardziej dociążam tylne koło.
Komponenty
Komponenty w które Yeti ubrało SB5C, prezentują równy poziom i nie ma w nich żadnych chwytów w stylu “ale Panie, on ma tylną przerzutkę XTR!”. Shmiano, Thomson, Easton, WTB i DT wymieszane w smakowitym dla oka stylu. Ciężko powiedzieć o nich coś złego. Napęd działa precyzyjnie, koła dzielnie zniosły test (nie oceniamy ich długowieczności, nie jest to test długodystansowy), a mostek i sztyca Thomsona zawsze cieszą oko. Duży plus należy się za dobrze dobrane kąty karbonowej kierownicy Eastona- z racji kontuzji nadgarstka jestem w tej kwestii co najmniej wybredny :). Drugi duży plus należy się za hamulce XT, według mnie jest to idealny wybór- są mocne, łatwe do kontrolowania i praktycznie bezobsługowe.
Jest jednak wśród tych ochów i achów jeden zgrzyt- o ile Thomson robi genialne sztyce, to jednak komuś umknęło, że w enduro brak regulowanego wspornika to już spore faux pas. Zwłaszcza, że rama jest przystosowana zarówno do zewnętrznego prowadzenia przewodu sztycy, jak i wersji z wewnętrznym prowadzeniem. Na koniec Kalifornijska niespodzianka czyli opony- Maxxis Ardent i Ikon. Ja rozumiem, że w Colorado deszcz i błoto to raczej rzadki widok, że waga, że teraz tak jest modnie, ale zakładanie do roweru enduro opon rodem z XC to moim zdaniem lekkie przegięcie. Do póki jest sucho, trzeba jedynie uważać na snejki, ale spróbujcie wjechać na nich w bardziej swojski teren- emocje i wygrana w tańcu z gwiazdami gwarantowane.
Jazda
Łooooohoooo!!
Tak dokładnie darłem się na pierwszym zjeździe za sterami Yeti. Jest świetnie zestrojony. Geometria i nastawy zawieszenia dają ogromną pewność prowadzenia i na prawdę trzeba zrobić coś bardzo głupiego, żeby wytrącić go z równowagi. Pamiętacie OS 4 na Ślęży? W połowie jest szykana, w którą najlepiej wejść z poślizgiem i przeciwskrętem. W połowie manewru tylne koło odbija w drugą stronę po niespodziewanym spotkaniu z drzewkiem, normalnie już bym się katapultował i szukał miejsca spoczynku, a tu nic. Lekko szarpnęło, kontra kierownicą i cisnę dalej. Pełna kontrola. Jazda po leśnych ścieżkach to prawdziwy żywioł SB5C, na kamienistych trasach też radzi sobie dobrze, ale wierzcie mi- porządnie docięty zakręt zakończony fontanną ziemi jest na tym rowerze tak dziecinnie prosty, że aż uzależniający. Zawieszenie jest sprężyste i nie zapada się przy przesuwaniu środka ciężkości, a co za tym idzie, nie zmienia drastycznie geometrii w ciasnych zakrętach. Za steram SB5C człowiek mimowolnie przesuwa kolejne, swoje własne granice- później hamuje, szybciej wchodzi w zakręty i jakoś tak rzadziej sięga do klamek hamulcowych. Jest jeszcze waga, około 12kg, która w połączeniu z wspomnianym wcześniej prowadzeniem, pozwala bez problemu zabrać Yeti na bardzo długą wyprawę- nie będzie kulą u nogi, da mnóstwo radochy, a pod koniec dnia wybaczy błędy zmęczonego rowerzysty. Aha nie wspomniałem jak podjeżdża. W górę, jak przystało na Człowieka Śniegu, pnie się bez problemu, a zawieszenie pozostaje cały czas aktywne utrzymując łysawego Ikona przy ziemi. Fakt, purystom w obcisłych gatkach, może przeszkadzać lekkie bujanie (bardziej widoczne na tłoku dampera, niż realnie odczuwalne), ale specjalnie dla nich tryb Climb powinien załatwić sprawę przy zdobywaniu KOM-a na asfaltowym podjeździe. Dla mnie Yeti pod górę zdecydowanie robi robotę :)
Podsumowanie
Świetny rower, który śmiało można uznać za maszynę uniwersalną i moim zdaniem poradzi sobie w każdych warunkach spotykanych w naszych Polskich górach. Dobrze zgrana geometria i zawieszenie dają mnóstwo radochy nawet na łatwych ścieżkach. Przy okazji za jego sterami nauczycie się jeździć duuuużo szybciej. Komponentom również niczego nie brak, prezentują równy poziom i są estetycznie zgrane. Na prawdę ciężko się do czegoś przyczepić, choć w tym przedziale cenowym brak regulowanej sztycy to nieporozumienie. Jeśli mowa o cenie, no cóż jak to Yeti- nie jest niska, ale moim zdaniem potencjalny nabywca nie będzie żałował. Powtórzę raz jeszcze: SB5C idzie jak dzik w sosny i jeśli myślisz, że dotychczas jeździłeś szybko, to za jego sterami przesuniesz granicę dalej, dużo dalej…
Od Autora: Jeśli po lekturze tego testu wydaje Ci się, że to kolejny “test na zamówienie”, muszę Cię zmartwić i siebie w sumie też – ten rower jest tak słodko-pierdząco dobry i wspaniały, że aż wstyd pisać o nim tekst bo i tak nikt nie uwierzy… mi pozostaje dokończyć transakcję sprzedaży swoich narządów wewnętrznych i złożyć zamówienie na SB5C.