Sobotni poranek przywitał nas solidną dawką ciemnych chmur, absurdalnie wczesną godziną pobudki i nieśmiało pruszącym śniegiem. Zdecydowanie nie wyglądało to na zapowiadane przywitanie wiosny, ale co tam, enduraki z forum emtb.pl są twardzi- zwarliśmy szeregi, przegrupowaliśmy się i ruszyliśmy kawalkadą samochodów w stronę masywu Ślęży przegonić zimę. Z każdym kilometrem krajobraz stawał się coraz bardziej zimowy, a na miejscu przełęcz Tąpadła przywitała nas półmetrową warstwą śniegu, mgłą i lekkim mrozem. Biorąc pod uwagę, że kalendarz jasno wskazywał 6 kwietnie, nie wiadomo kto robił bardziej absurdalne wrażenie- my czy pogoda.
Planowany start o 9:00 lekko się opóźnił, jak to zwykle bywa, z powodu rowerowego plotkarstwa, nowych znajomości i dostosowywania sprzętu do zaistniałych warunków- co chwila dało się słyszeć radosne syczenie wentyli w kołach, które dawało choć cień szansy na uchwycenie resztek przyczepności. Wrescie trzynastu chłopa w składzie- Voivod, lukaszwum, Rysiek, Tobiz, dy2io, Wieńczysław, Jergus, Adrianox360, evo07, chudzik, Gerusruszyło zdobywać szczyt Ślęży, znanej jako pradawne miejsce kultu Ślężan z epoki brązu. Tą teorię próbuje podważyć ponoć tutejszy proboszcz, ale z tego co nam wiadomo kamienny niedźwiadek- symbol Ślęży, ma się dobrze i czeka na pierwsze promienie wiosennego słońca. Droga pod górę do łatwych nie należała, toteż peleton lekko się rozciągnął, zwłaszcza że towarzyszyła nam najnowsza zjazdówka Evil Undead, której zdolności podjazdowe są odwrotnie proporcjonalne do zjazdowych. Po ciężkich bojach w grząskim śniegu, w kilku grupkach dotarliśmy na szczyt. Krótki popas i podziwianie widoków, które będziemy pamiętać jak przez mgłę. w międzyczasie dogonił nas pieszy desant trójki forumowiczów, w tym jednej, która uratowała honor damskiej części emtb.pl tego dnia. Bez Foniki, Wicha i Peteni dalsza część towarzyska stanęłaby pod mocnym znakiem zapytania.
Na stromych, zaśnieżonych schodach prowadzących do kościoła z 1852 roku, Jergus zafundował chętnym sesję zdjęciową. W międzyczasie okazało się, że zgubiliśmy Voivod`a, na szczęście gdy mieliśmy zacząć zjazd bohatersko wyłonił się zza zakrętu, tłumacząc swoje opóźnienie szokiem tlenowym :) Tłentynajnerowcy wybrali dłuższy wariant zjazdu, a my pognaliśmy na złamanie karku głównym żółtym szlakiem z powrotem, w stronę przełęczy Tąpadła. Szalony zjazd wspomagały bandy, które utworzył spychacz przecierający szlak, sprawiające, że za sterami Undead`a używanie hamulców było zbędne. Pełny ogień, coraz szybciej i szybciej… aż wyciskało łzy z oczu.
Po szaleńczym zjeździe przyszedł czas na izotoniki i pieczyste. Gdyby nie mały poręczny grill i podpałka przywieziona przez Wicha, miejscowy wielki kamienny grill, skończylibyśmy rozpalać na wiosnę :P Każdy pokrzepił się pierwszą w tym roku kiełbachą z grilla, w między czasie wpadł Szwed z małżonką, a rowerowej gawędzie o planach, zmianach i wyprawach w sezonie 2013 długo nie było końca….
Spodziewajcie się powtórki, zatriumfujemy w Górach Sowich gdy zima całkiem skapituluje. Info już wkrótce!
Więcej zdjęć na FACEBOOK-u